Pokaz siły Polaków przed mistrzostwami Europy! Biało-Czerwoni nie dali szans Słowakom

PAP / Leszek Szymański / Michał Olejniczak w akcji
PAP / Leszek Szymański / Michał Olejniczak w akcji

Reprezentacja Polski pokazała się z doskonałej strony w ostatnim meczu przed mistrzostwami Europy. Podopieczni Marcina Lijewskiego pokonali Słowaków aż 38:20 i w dobrych humorach pojadą do Niemiec.

Na zakończenie turnieju w Granollers, po porażce z Hiszpanią i zdecydowanym zwycięstwie z Serbią, reprezentacja Polski zmierzyła się ze Słowacką, która jako jedyny uczestnik turnieju w Hiszpanii nie zagra na zbliżających się mistrzostwach Europy.

Tylko początek spotkania był wyrównany. Gdy w 11 minucie spotkania dwie bramki z rzędu rzucił Martin Potisk, to nasi rywale prowadzili 6:5. Śmiało jednak można powiedzieć, że od tej pory na parkiecie liczył się już tylko zespół prowadzony przez Marcina Lijewskiego, który do przerwy miał serię 14:4. Ale po kolei.

Polacy bardzo dobrze prezentowali się przede wszystkim w obronie, z czego wychodziły łatwe bramki. "Swoje" robił w bramce Jakub Skrzyniarz, a pod koniec I połowy też Mateusz Kornecki, na lewym rozegraniu "bomby" posyłał od początku Szymon Sićko, a dobre wejścia do ataku miał też Paweł Paterek.

ZOBACZ WIDEO: Zdjęcia wrzucili do sieci. Zobacz, gdzie Ronaldo zabrał swoją ukochaną

Szczególny pokaz sił Biało-Czerwoni zaprezentowali w ciągu ostatnich sześciu minutach przed przerwą, kiedy rzucili sześć bramek z rzędu - i to pomimo dwóch rzutów karnych naszych południowych sąsiadów, zaczarowanych przez polską bramkę. trener Słowaków Fernando Gurich próbował zmienić oblicze gry poprzez wzięcie czasu, ale nic to nie dało. Do przerwy prowadziliśmy różnicą dziewięciu bramek - 19:10 i to mimo tego, że swoje szanse otrzymali też teoretyczni zmiennicy.

Druga połowa zaczęła się od bramki Michał Olejniczak i Polacy prowadzili już różnicą rekordowych dziesięciu bramek, ale nadal byli głodni kolejnych bramek. Po dwóch faulach na Jakubie Powarzyńskim i jednym na Olejniczaku, karne skutecznie wykonywał Kamil Syprzak i po dziewięciu minutach drugiej połowy, mieliśmy już trzynaście trafień więcej od rywala.

Gdy po kolejnym udanym kontrataku wynikającym z skutecznej akcji w obronie swoją już piątą bramkę w tym meczu zdobył Mateusz Kosmala, przy wyniku 29:14 trener Słowaków znów próbował ratować sytuację i poprosił o czas. Różnica klas była jednak aż nadto widoczna.

W tym meczu trener Lijewski dał wolne Michałowi Daszkowi i korzystał z praworęcznych zawodników na prawym rozegraniu, co było jednak przemyślanym zagraniem taktycznym, które ma przygotować Polaków na taką ewentualność podczas zbliżającego się turnieju mistrzowskiego. W ostatniej fazie spotkania na boisko wchodził też siódmy zawodnik do ataku, co jednak wprowadzało trochę chaosu w grze.

Przy 15-bramkowej przewadze było więc trochę możliwości niestandardowych prób. W samej końcówce meczu ponownie Słowacy stracili chęć do gry i często ich próby kończyły się na polskiej defensywie. Ostatecznie Polacy wygrali 38:20, a wynik ustalił udaną kontrą Kosmala, zdobywca aż siedmiu bramek w meczu.

Polska - Słowacja 38:20 (19:10)

Polska: Skrzyniarz, Kornecki, Morawski - Kosmala 7, Olejniczak 5, Sićko 4, Paterek 4, Przytuła 4, Pietrasik 3, Gębala 3, Syprzak 3, Urbaniak 2, Dawydzik 2, Powarzyński 1, Bis, Czapliński

Słowacja: Zernović, Cupryna - Potisk 4, Duris 4, Kucsera 3, Toth 2, Pechy 2, Briatka 1, Fenar 1, Smetanka 1, Misovych 1, Prokop 1, Hlinka, Machac, Sloboda, Moravcik, Urban, Korbel.

Czytaj także:
Lublinianki bez powodzenia w Europie
Polski kadrowicz kontuzjowany

Źródło artykułu: WP SportoweFakty