- Wynik jest bardzo zły - powiedział po pierwszym meczu swojego zespołu Tałant Dujszebajew. Kielczanie wygrali jednym trafieniem, ale szkoleniowiec żółto-biało-niebieskich z tego zwycięstwa zadowolony nie był. - Jedziemy do Magdeburga z jedną bramką zaliczki i w tym momencie przeciwnicy mają 60 do 40 procent szans na awans. Oczywiście powalczymy, bo to też dużo, jeśli jednak na wyjeździe zagramy w ataku pozycyjnym tak jak u siebie, to przegramy dziesięcioma bramkami - grzmiał trener.
Kielczanie już od pierwszych minut środowego pojedynku rzucili się do walki jak lwy. Mistrzowie Polski wspierani przez niemal 600 fanów zaczęli mocno i szybko zaznaczyli, że przyjechali do Magdeburga po to, by dać z siebie wszystko. Gladiatorzy odpowiedzieli - przede wszystkim błyskawicznie pokazali, że nawet szaleńcze tempo nie jest im straszne. Wynik starcia otworzył Igor Karacić, ale nie minęło nawet sześć sekund a piłkę do bramki Mestricia wpakował Claar. Zrewanżował się Thrastarson, ale znów bezbłędnie zareagował Szwed.
Kolejne minuty należały już jednak do przyjezdnych - szczypiorniści z Magdeburga zaczęli męczyć się w ataku, natomiast kielczanie natychmiast wykorzystali okazję, by zbudować przewagę. Udało im się odskoczyć na trzy trafienia. Mistrzowie Polski świetnie spisywali się w defensywie - gospodarze musieli bardzo długo konstruować ataki, ich akcje były szarpane i brakowało im pewności.
ZOBACZ WIDEO: 366 maratonów w ciągu roku. I to koniec! Ujawnił nowe plany
Żółto-biało-niebiescy wyglądali w ofensywie zdecydowanie lepiej. Do czasu. W drugiej części pierwszej połowy mocno we znaki dał się zawodnikom Industrii Kielce Siergiej Hernandez. Problemy ze skończeniem ataku przez mistrzów Polski błyskawicznie wykorzystali Gladiatorzy i szybko doprowadzili do wyrównania. Przed zejściem do szatni goście zdołali jednak odbudować prowadzenie i na przerwę schodzili wygrywając 13:11.
Druga połowa zaczęła się totalnie nie po myśli szczypiornistów z województwa świętokrzyskiego. Trzy rzuty karne wykorzystał Omar Ingi Magnusson, podczas gdy z siódmego metra spudłował Arkadiusz Moryto. Na szczęście dla kielczan trafił Daniel Dujshebaev i na tablicy wyników znów widniał remis.
Obie ekipy prowadziły prawdziwy bój - nikt nie odpuszczał, sekundy dłużyły się okrutnie, emocje sięgały zenitu. W 40. minucie Magnusson nie wykorzystał rzutu karnego, lepszy od niego okazał się Andreas Wolff. Islandczyk znokautował Dylana Nahi'ego i na dwie minuty wylądował na ławce kar. Kielczanie nie wykorzystali jednak gry w przewadze.
Zawodnicy obu ekip mieli nerwy napięte jak postronki - przy tak niewielkim, a wręcz minimalnym prowadzeniu po pierwszym starciu, wszyscy zdawali sobie sprawę, że tutaj jedna bramka może decydować o tym, kto po ostatnim gwizdku będzie świętował wywalczenie biletu do Kolonii. Jedni mieli znaleźć się w handballowym raju, drudzy na rok odłożyć marzenia o drugim triumfie w rozgrywkach.
Kielczanie mieli kłopoty z wykorzystywaniem gry w przewadze - na 10 minut przed końcem gospodarze wyszli na prowadzenie 20:19, a chwilę później powiększyli ten dystans do dwóch trafień. Na szczęście odpowiedział Tournat, a rzut karny obronił Wolff. Żółto-biało-niebiescy nie trafili jednak na remis, za to kontrę wykorzystali magdeburczycy.
Zacięta walka trwała już do końca - Wolff ratował przy rzutach z siódmej linii, ale kielczanie mieli problemy z doprowadzeniem do remisu. Na dwie minuty przed ostatnią syreną gospodarze mieli już dwa trafienia przewagi, a mistrzom Polski margines błędu skurczył się do milimetra. Trafił Karacić, jednak to Niemcy mieli piłkę. Ostatnią akcję rozgrywali dramatycznie długo, po 45 sekundach o czas poprosił Bennet Wiegert. Michael Damgaard nie trafił. Czas dla Dujszebajewa i 12 sekund na rozegranie ataku. Nie zdążyli żółto-biało-niebiescy. Piłkę na remis miał w rękach Karalek, ale chwilę wcześniej w pole karne wpadli Tournat i O'Sullivan. Sędziowie przerwali akcję zanim Białorusin oddał rzut, czym słusznie do wściekłości doprowadzili kielczan. Tałant Dujszebajew wpadł na parkiet łapiąc się za głowę i nie rozumiejąc, jak Szwedzi mogli dopuścić do takiej sytuacji - mleko się jednak rozlało. Żółto-biało-niebieskim został już tylko rzut wolny.
23:22.
Rzuty karne. Horror. Loteria. Ogromne nerwy. Po pierwszej kolejce 0:0. W drugiej już skutecznie 1:1. W trzeciej też bezbłędnie 2:2. W czwartej górą kielczanie 2:3. W piątej kolejce lepsi gospodarze 3:3. Potrzeba było kolejnej serii - nie trafił Nahi, mecz skończył Magnusson.
SC Magdeburg - Industria Kielce 23:22 (11:13) k. 4:3