Stawka meczu w Topolczanach była olbrzymia. Po jednobramkowej porażce w Ergo Arenie, Biało-Czerwoni musieli pokonać w rewanżu Słowację na wyjeździe. Marcin Lijewski zdecydował się na trzy zmiany w składzie, a Marcel Jastrzębski i Jan Czuwara zaczęli mecz od pierwszej minuty. Właśnie Czuwara w pierwszej akcji zdobył bramkę i w dwumeczu był remis.
Niestety w pierwszej fazie spotkania, podobnie jak to miało miejsce w Gdańsku, na boisku więcej wychodziło naszym rywalom, którzy w 7 minucie, gdy ze skrzydła trafił Erik Fenar prowadzili 5:3. Przypomniały się stare demony, jednak z biegiem czasu zaczęło nam wychodzić coraz więcej.
Gdy po kolejnej bramce Fenara w 12 minucie Polacy stracili piłkę, mogło być jeszcze gorzej, jednak z dobrej strony pokazywał się Marcel Jastrzębski i najpierw po rzucie grającego setny mecz w kadrze Arkadiusza Moryty doszliśmy na remis, a po trzech bramkach z rzędu Czuwary, którego wyraźnie brakowało w pierwszym spotkaniu i pięknym rzucie Damiana Przytuły z drugiej linii, prowadziliśmy na 9 minut przed przerwą 11:7!
Kiedy mogło się wydawać, że Polacy mają wszystko pod kontrolą, nasi zawodnicy popełnili kilka prostych błędów z rzędu. Na szczęście jeszcze przed przerwą znów złapaliśmy wiatr w żagle, a duża w tym zasługa Jastrzębskiego, który obronił kilka bardzo trudnych piłek. Wydawało się, że po trzecim celnym rzucie karnym ze strony Kamila Syprzaka wygramy pierwszą połowę 15:11, jednak wynik tej części meczu ustalił Jakub Prokop i na przerwę schodziliśmy z trzema trafieniami zapasu.
Po zmianie stron polscy kibice na kilkadziesiąt sekund wstrzymali oddech. Po nieodpowiedzialnym faulu Simona Machaca, groźnie na boisko upadł grający na własną odpowiedzialność Moryto, który zmagał się z urazem. Na szczęście nasz zawodnik mógł kontynuować grę, natomiast Machac zobaczył czerwoną kartkę. W polskim zespole wciąż doskonale grał Jan Czuwara, który rzucał zarówno z kontrataku, jak i ze skrzydła. Po jego rzucie w 35 minucie było już 14:19, a skrzydłowy miał na tym etapie siedem trafień.
Słowacy się nie poddawali, a do tego ich bramki były nieprzeciętnej urody. Wciąż jednak utrzymywała się 4-5-bramkowa przewaga Biało-Czerwonych. Mijały kolejne minuty, a na boisku niewiele się zmieniało. Gospodarze zaczęli grać obroną 5:1, wyłączając Macieja Papinę, ale nie przyniosło im to oczekiwanych skutków - Polacy wyszli na sześć bramek różnicy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić
Gdy na 19:26 trafił Czuwara, trener reprezentacji Słowacji na 13 minut przed końcem poprosił o czas i wycofał bramkarza, wstawiając dodatkowego obrotowego do ataku. Nie było to jednak efektywne, gdyż chwilowo nawet z ponad 60-procentową bronił Jakub Skrzyniarz. Biało-Czerwoni konsekwentnie podwyższali swoją przewagę, która wynosiła już nawet 8 bramek różnicy.
Słowacy zmniejszyli straty do pięciu trafień, na szczęście na 4 minuty przed końcem na ławkę kar usiadł Tomas Smetanka i sytuacja na boisku się uspokoiła i wygraliśmy 33:25. Jedziemy na mistrzostwa świata!
Słowacja - Polska 25:33 (12:15)
Słowacja: Chupryna (3/16 - 19%), Zernovic (3/23 - 13%) - Smetanka 6, Misovych 3, Briatka 3, Fenar 2, Hlinka 2, Prokop 2, Urban 2, Moravcik 2, Duris 2, Machac 1, Toth, Mital, Kucsera.
Karne: 0/0.
Kary: 8 min. (Machac 2 min. - cz.k., Smetanka 4 min., Moravcik- po 2 min.).
Polska: Jastrzębski (5/23 - 22%), Skrzyniarz (5/12 - 42%) - Syprzak 10, Czuwara 8, Pietrasik 4, Paterek 3, Moryto 3, Gębala 2, Przytuła 2, Powarzyński 1, Papina, Szyszko, Bis, Doniecki.
Karne: 3/3.
Kary: 4 min. (Powarzyński, Bis - po 2 min.).
Czytaj także:
Wyjazdowa trzynastka Miedziowych