Sędziowie, prostytutki i ustawiony mecz w Pucharze EHF?

Cień podejrzeń padł na arbitrów piłki ręcznej, którzy byli rozjemcami meczu Tatran Prešov - Fram w ramach Pucharu EHF. Zdaniem klubu z Islandii sędziowie sprzyjali słowackiej drużynie, gdyż dzień przed spotkaniem podesłano im prostytutki.

Podejrzany mecz w Pucharze EHF

Szczypiorniści Tatrana Prešov byli przeciwnikami Vive Targów Kielce w rundzie eliminacyjnej do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Klub ze Słowacji musiał uznać wyższość podopiecznych trenera Bogdana Wenty w czasie turnieju kwalifikacyjnego w Kielcach.

Jednak nasi południowi sąsiedzi kontynuują swoją przygodę w Europie. Rywalizują oni teraz z innymi zespołami w Pucharze EHF. Kilka tygodni temu w ramach 2. rundy tych rozgrywek Tatran zmierzył się w dwumeczu z Framem. Oba spotkania odbyły się na Słowacji (17 i 18 października). Pierwszy pojedynek zakończył się zwycięstwem słowackiej ekipy w stosunku 27:23. W rewanżu zespół z Prešova rozbił klub z Islandii, wygrywając 38:21.

Arogancka odpowiedź z Wiednia

Jednak po drugim meczu szczypiorniści oraz działacze Framu mieli ogromne pretensje do arbitrów. Zawody prowadziła wówczas dwójka ze Słowenii: Darko Repenšek - Janko Požežnik. Trzeba wspomnieć, iż w rewanżu sędziowie pokazali trzy czerwone kartki szczypiornistom islandzkiej drużyny. Poza tym rozjemcy spotkania podyktowali 8 rzutów karnych na korzyść Tatrana i ani jednego dla Framu.

W związku z tym klub z Islandii wysłał protest do siedziby Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej (EHF). Jednak włodarze mistrza Słowacji, przynajmniej oficjalnie, w ogóle się tym nie przejęli.

- Spotkanie to mogą analizować tyle razy, ile chcą. Jeśli mecz ten nie zakończył się tak wysokim zwycięstwem (38:17), nie powiedziałbym nic. Według naszych informacji islandzcy zawodnicy przesadzili z alkoholem i słyszałem, iż zdemolowali trzy pokoje w Hotelu Dukla. Nic więc dziwnego, że w rewanżu sobie nie poradzili. Pierwszy mecz był dosyć wyrównany, ale do drugiego starcia dobrze się przygotowaliśmy - stwierdził niedawno na łamach oSporte menedżer sportowy Tatrana Prešov, Tibor Szalai.

Jednak Fram nie był zadowolony z kroków podjętych przez EHF i pisma nadesłanego z siedziby federacji w Austrii.

- Nadeszła tylko arogancka odpowiedź z Wiednia - ujawnił ZDF trener Framu, Viggó Sigurðsson.

Nagłośnienie sprawy w mediach

Teraz sprawą zajęły się media w Niemczech. Wszystko wskazuje więc na to, że władze europejskiej piłki ręcznej będą musiały z większą starannością przeanalizować to, co działo się przed meczem rewanżowym.

- Wino lało się szerokim strumieniem. W pewnym momencie pojawiły się dwie młode, ładne kobiety i przysiadły się do stołu. Potem opuściły one pomieszczenie z sędziami. Wyglądało na to, iż są one prostytutkami - wyraził swoje zdanie Sigurðsson.

W weekend temat podchwyciły media w Słowenii. Właśnie z tego kraju pochodzą sędziowie, na których padło podejrzenie.

- W dalszym ciągu przeglądamy zapis wideo i staramy się stwierdzić, czy doszło do ustawienia spotkania. Na tą chwilę nie wydaliśmy ostatecznej decyzji - ujawnił działacz EHF, Markus Glaser w rozmowie z portalem 24ur.com. Trzeba wspomnieć, że władze federacji mają do dyspozycji nie najlepszą kopię ze zapisem spotkania.

Jednak cała sprawa powinna być wyjaśniona jeszcze przed rozpoczęciem 4. rundy Pucharu EHF. W tej fazie rozgrywek Tatran Prešov miałby się zmierzyć z Celje Pivovarna Laško.

Sędzia odpiera zarzuty

Jeden z arbitrów, który prowadził podejrzany mecz po usłyszeniu zarzutów tylko się uśmiechnął i podał swoją wersję wydarzeń.

- Po pierwsze chciałbym powiedzieć, iż z powodu ogromnych problemów finansowych Fram zgodził się na rozegranie obu spotkań na Słowacji. Zespół jeszcze przed sezonem opuściło sześciu podstawowych szczypiornistów, więc Fram luki po nich wypełnił w zasadzie młodzieżą. Czerwone karki były całkowicie uzasadnione - stwierdził Janko Požežnik. Odniósł się on też do tego, co miało miejsce w hotelu dzień przed rewanżem.

- Tego jeszcze brakowało, żeby były prostytutki. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, iż jest to wierutne kłamstwo. Przy stole siedzieliśmy z prezesem Tatrana. Poza tym był tam delegat EHF i obok przedstawiciele Fram, o kobietach nic nie wiem - dodał arbiter ze Słowenii.

Jednak nie po raz pierwszy na dwójkę Repenšek - Požežnik pada cień podejrzeń. W 2008 roku prowadzili oni spotkanie rewanżowe pomiędzy BM Ciudad Real i THW Kiel w finale Ligi Mistrzów. W prestiżowych rozgrywkach triumfował wówczas klub z Hiszpanii, a sędziowie z Bałkanów byli oskarżani o wpływanie na wynik meczu.

Komentarze (0)