Kieleccy kibice zgotowali prawdziwy kocioł szczypiornistom z Barcelony. Fani żółto-biało-niebieskich do ostatniego miejsca wypełnili Halę Legionów i już na kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem podgrzewali atmosferę. Wiadomo było jedno - jeśli gracze Industrii dostosują się do publiczności, to starcie z Dumą Katalonii będzie stało na naprawdę wysokim poziomie.
Naszpikowana graczami europejskiego formatu drużyna mistrzów Hiszpanii przyjechała do stolicy województwa świętokrzyskiego bez bodaj swojej największej gwiazdy - Diki Mema. Jego nieobecność okazała się jednak mało zauważalna - na prawej stronie już od pierwszych minut błyszczał bowiem Melvyn Richardson.
Kielczanie też musieli radzić sobie bez lidera - kontuzji łydki w pierwszym spotkaniu Ligi Mistrzów nabawił się Alex Dujshebaev. W środowym pojedynku na boisku zabrakło też zmagającego się z urazem Jorge Maquedy, a mimo że w protokole meczowym widniało nazwisko Cezarego Surgiela, skrzydłowy zawody oglądał z trybun.
ZOBACZ WIDEO: Invest in Szczecin Open za nami. "Najtrudniejsza edycja w historii"
Niesieni przez kibiców gospodarze zaczęli od mocnego uderzenia - najpierw Benoit Kounkoud, a później dwukrotnie Dylan Nahi popisali się umiejętnościami i wyprowadzili swoją ekipę na prowadzenie 3:1. Gracze Barcy nie pozwolili jednak rywalom na rozpędzenie się - chociaż popełniali błędy w ofensywie, mieli w swoich szeregach Richardsona, dla którego nie było sytuacji bez wyjścia. Przyjezdni szybko doprowadzili do remisu i przez dłuższy fragment trwała bardzo wyrównana walka.
Żółto-biało-niebiescy dobrze spisywali się w obronie, trochę więcej problemów mieli natomiast w ofensywie. Kielczanie nie wykorzystali kilku stuprocentowych sytuacji i to niestety przyniosło skutek - w 20. minucie Katalończycy wyszli na pierwsze dwubramkowe prowadzenie.
Wydawało się, że gracze Industrii będą w stanie tę stratę odrobić, ale goście podkręcili tempo, swoje dołożył Emil Nielsen i ich przewaga szybko urosła do czterech trafień. Trener Dujszebajew rotował składem - już w pierwszej połowie dał szansę wszystkim bramkarzom - najpierw na parkiecie pojawił się Mestrić, potem Wałąch, a na końcu Cordalija.
Pierwszą bramkę drugiej połowy rzucił Petar Cikusa Jelicic, który już przed przerwą imponował formą. Dla gospodarzy była to bardzo zła wiadomość - przegrywali pięcioma trafieniami, opcje się kurczyły, a szczypiorniści z Barcelony rozkręcali z minuty na minutę.
Kielczanie jednak walczyli - udało im się odrobić dwa trafienia i nadzieje na dobry wynik znów odżyły w kibicach. Katalończycy mieli jednak zdecydowanie więcej argumentów - podczas gdy żółto-biało-niebiescy musieli się mocno napracować na każdego gola, ofensywa hiszpańskiej ekipy wyglądała na dużo bardziej uporządkowaną i urozmaiconą. Gospodarze nie mogli sobie pozwolić na błędy, gonili wynik, tymczasem ich rywalom przewaga dawała sporo luzu.
Na trzynaście minut przed ostatnią syreną kielczanie mieli stratę trzech bramek, na osiem minut sześciu. W ataku wszystko dawał z siebie Michał Olejniczak, ale czasu na doprowadzenie do remisu było coraz mniej. A Katalończycy nie ułatwiali sprawy, karali każdy błąd i wyprowadzali błyskawiczne kontrataki.
Liga Mistrzów, 3. kolejka fazy grupowej:
Industria Kielce - Barca 28:32 (13:17)
Osłabienie składu swoje zrobiło , pieniądz to podstawa egzystowania