Szczypiorniści Corotop Gwardii przystąpili do poniedziałkowego meczu po dwóch ligowych porażkach z rzędu. O ile przegrana z Orlen Wisłą Płock (22:33) była w pewien sposób "wkalkulowana", o tyle bolesny okazał się finał starcia w Ostrowie Wlkp. (30:33).
Zaledwie osiem dni później kibice zobaczyli odmieniony zespół. Opolanie w pierwszej części gry stracili zaledwie siedem bramek. Całe spotkanie wygrali 30:17.
- Obrona naprawdę chodziła niesamowicie, zmuszaliśmy rywali do popełniania błędów - mówił Mateusz Lellek, bramkarz klubu z Opola.
- Kuba [Jakub Ałaj - dop. red.] poodbijał bardzo dużo piłek, więc wydaje mi się, że to było głównym elementem składowym do zwycięstwa. No i oczywiście skuteczność w ataku, czyli coś, czego nam zabrakło w Ostrowie - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Warto podkreślić, że Ałaj pomiędzy słupkami dokonywał cudów. Obaj bramkarze odbili łącznie ponad 20 rzutów Energa MKS Kalisz.
- Chcieliśmy bardzo wygrać. Było to spotkanie po dwóch ligowych porażkach, więc zależało nam bardzo, żeby wygrać przed własną publicznością, której dziękujemy za doping - mówił Lellek.
Bramkarz jest świadomy problemów, jaki dotyka jego zespół. Wie, nad czym opolanie muszą pracować, aby dopisać do swojego dorobku kolejne zwycięstwa.
- Żeby trzymać cały czas ten sam poziom, żeby nie było falowania. Niestety, u nas jest takie coś, że falujemy. Raz jest bardzo dobrze, raz kiepsko. Chcielibyśmy, żeby ten poziom cały czas był stały - zakończył.
Corotop Gwardia do gry powróci w niedzielę, 1 grudnia o godz. 12:30. Tego dnia opolanie zagrają na wyjeździe z pogrążonym w kryzysie Górnikiem Zabrze.