Istny pogrom w Opolu. Niewiarygodny występ bramkarza

WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Jakub Ałaj
WP SportoweFakty / Kuba Hajduk / Na zdjęciu: Jakub Ałaj

Szczypiorniści Gwardii Opole rozbili wręcz na swoim terenie drużynę z Kalisz, pokonując ją różnicą 13 bramek. Ogromny wkład miał w to bramkarz Jakub Ałaj, który działał wręcz cuda między słupkami.

Spotkanie w Opolu jawiło się na bardzo wyrównane starcie. Oba zespoły sąsiadowały ze sobą w tabeli ORLEN Superliga Mężczyzn i prezentowały podobny poziom. Na korzyść szczypiornistów Energi MKS Kalisz przemawiał fakt, że mieli na koncie o jedno zwycięstwo więcej, niż gospodarze tego meczu.

Choć pierwsze minuty upłynęły pod znakiem wyrównanej gry, z czasem przewagę wypracowali opolanie. Miejscowi wykazywali większą pewność na parkiecie, co przekładało się na lepszą skuteczność. To sprawiło, że w 16. minucie po trafieniu Admira Pelidiji odskoczyli oni na 8:4.

Zawodnicy Corotop Gwardii Opole w późniejszych fragmentach utrzymywali wysokie prowadzenie. Decydujący cios zadali jednak rywalom w decydującej fazie tej połowy. W przeciągu pięciu ostatnich minut zanotowali pięć kolejnych trafień, dzięki czemu zamknęli tę część na prowadzeniu 16:7.

ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie

Już w tym momencie miejscowi kibice mogli praktycznie świętować zwycięstwo. Postawa kaliszan po powrocie nie parkiet nie zapowiadała bowiem żadnego zwrotu akcji. Zdecydowaną przewagę w dalszym ciągu utrzymywali opolanie, którzy po trafieniu Mateusza Wojdana odskoczyli już na 11 trafień (21:11).

Dominacja Gwardii trwała aż do ostatniej minuty. Gospodarze finalnie cieszyli się ze zwycięstwa 30:17. Ogromny wpływ w końcowy wynik miała postawa Jakuba Ałaja. Bramkarz ekipy z Opola zanotował ponad 50-procentową skuteczność i choć w decydujących fragmentach zmienił go Mateusz Lelek, nie obniżyło to jakości między słupkami. Łącznie golkiperzy miejscowych obronili aż 22 strzały.

ORLEN Superliga Mężczyzn 

Corotop Gwardia Opole - Energa MKS Kalisz 30:17 (16:7)

Komentarze (0)