Wyczyn Hrdlicki nie dał zwycięstwa. Wybrzeże wygrało przegrany mecz

Materiały prasowe / Biuro Prasowe ORLEN Superligi / Na zdjęciu: zawodnicy PGE Wybrzeża Gdańsk
Materiały prasowe / Biuro Prasowe ORLEN Superligi / Na zdjęciu: zawodnicy PGE Wybrzeża Gdańsk

PGE Wybrzeże Gdańsk w środę miało długo do czynienia z niezniszczalną ścianą w postaci Jana Hrdlicki. Energa MKS prowadził już 17:10, jednak ostatecznie to gdańszczanie po niesamowitym powrocie w drugiej połowie zwyciężyli 29:26.

Obie drużyny przed środowym meczem byli blisko siebie w tabeli. PGE Wybrzeże po trzech porażkach z rzędu spadło na 8. miejsce i wyprzedził je m.in. Energa MKS Kalisz, który wygrał dwa ostatnie spotkania. Od początku pomiędzy słupkami doskonale spisywał się Jan Hrdlicka.

28-letni Czech bronił jak natchniony i nie było dla niego straconych piłek. Dzięki temu Energa MKS szybko objął prowadzenie, którego nie potrafił powiększyć ze względu na to, że nieźle w gdańskiej bramce spisywał się też Mateusz Zembrzycki, któremu mocno pomagała gdańska obrona.

Wciąż jednak głównym aktorem tego spotkania był Hrdlicka, który nie zważał na to jakie zmiany przeprowadza Patryk Rombel, czy gdańszczanie grają z kontrataku, czy w ataku pozycyjnym - bronił niemal wszystko i w 29 minucie miał za sobą 13 udanych obron, a PGE Wybrzeże w tym czasie miało na swoim koncie zaledwie 6 trafień! W tym momencie miał on 68 procent skuteczności w bramce i dopiero dwie bramki gospodarzy tuż przed przerwą nieco zepsuły mu tą statystykę. I tak goście wygrali I połowę 12:8.

Po zmianie stron znów dobry początek miał Hrdlicka, który obronił dwie piłki i jego zespół wyszedł po dwóch bramkach Mateusza Kusa na sześciobramkowe prowadzenie. Sytuacja gospodarzy była nie do pozazdroszczenia, nie ma co się dziwić że już po 6 minutach drugiej połowy trener Rombel wziął drugi czas w tym meczu. Po chwili jednak z bramki cieszył się Wladislaw Doncow i było już 10:17.

Gdy wydawało się, że gdańszczanie wracają na właściwe tory, kolejne doskonałe interwencje miał Czech, jak przy rzucie Mikołaja Czaplińskiego z karnego przy wyniku 16:21. Kaliszanie zablokowali się jednak w ataku i gdy na 18:21 trafił Jakub Będzikowski, na 12 minut przed końcem Rafał Kuptel wziął czas.

To jednak nie przyniosło oczekiwanych skutków, gdyż kaliszanie, którzy - mogło się zdawać - kontrolowali wynik spotkania tracili swoją przewagę w bardzo szybkim tempie, a gdańszczanie już 7 minut przed końcem doprowadzili do remisu po bramce Ionuta Stanescu. Po raz pierwszy gospodarze wyszli na prowadzenie w 56 minucie, gdy celnym rzutem popisał się Będzikowski.

Kaliszanie grali fatalnie zarówno w obronie, jak i w ataku. Gospodarze "poczuli krew" i wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Mogli nawet wyjść na trzy trafienia przewagi, ale 21. interwencją w meczu popisał się Jan Hrdlicka, który podał piłkę do Mateusza Kusa i ten trafił na 27:26. Do końca było 50 sekund i każdy scenariusz był możliwy.

ZOBACZ WIDEO: Polska mistrzyni wyznała, że choruje. "Byłam pod ścianą"

W kluczowym momencie bramkę zdobył Stanescu i podwyższył na 28:26. 17 sekund przed końcem doszło do wielkiego zamieszania, po którym kaliszanie ostatecznie decyzją sędziów i delegata stracili piłkę za błąd w strefie zmian. Trener Kuptel protestował, gdyż w tym samym czasie poprosił o czas, ale na nic się to zdało. Wynik spotkania ustalił Patryk Siekierka i gdańszczanie wygrali 29:26.

PGE Wybrzeże Gdańsk - Energa MKS Kalisz 29:26 (8:12)

PGE Wybrzeże: Zembrzycki (8/27 - 30%), Poźniak (1/6 - 17%) - Domagała 5, Będzikowski 5, Stanescu 5, Czapliński 4, Niedzielenko 4, Góralski 2, Siekierka 2 Zhang 1 oraz Papina, Pepliński, Peret, Zmavc, Papaj.

Energa MKS: Hrdlicka (21/39 - 43%) - Kus 5, Molski 3, Moryń 3, Ribeiro 3, Doncow 3, Kucharzyk 3, Fedeńczak 2, Kowalczyk 1, Starcević 1, Drej 1, Wróbel, Bekisz.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty