Jeśli kolejne tytuły mistrzowskie jeszcze nie "znudziły" zawodniczek SPR-u, to może w takim razie apetyt rośnie w miarę jedzenia? - Im dłużej się wygrywa, tym bardziej dąży się do tego, by potwierdzić, że można to powtórzyć jeszcze raz - mówi Monika Marzec i dodaje: - Każdego roku złoto smakuje tak samo, ale z tego cieszyłyśmy się jak dzieci. Dawno nie widziałam w nas takiej radości po każdej zdobytej bramce.
Wydaje się jednak, że w obecnym sezonie o złoto było wyjątkowo ciężko. - W tym sezonie było o to trudniej niż w poprzednich latach. Lubin prowadził po sezonie zasadniczym i tym razem naprawdę nie byłyśmy pewne, że tytuł zostanie w Lublinie.
W takim razie co przesądziło o kolejnym sukcesie SPR-u? Zdaniem Moniki Marzec duże znaczenie miała dobra gra zawodniczek rezerwowych. - Nasza siła wyszła w ostatnich dwóch meczach, gdy z powodu kontuzji nie mogła grać Sabina Włodek, a Iza Puchacz nie była w pełni sił. Inne dziewczyny świetnie je jednak zastąpiły.
Bardzo ważne okazało się też jedno zwycięstwo odniesione przez lublinianki w meczu wyjazdowym. Dzięki temu do ostatecznego sukcesu wystarczyły dwie wygrane przed własną publicznością, bez konieczności powrotu na Dolny Śląsk. - Tak, to było bardzo ważne, wygrać choć raz w Lubinie. Musiałyśmy wykorzystać stworzoną sobie w ten sposób przewagę własnego parkietu. Nasza publiczność potrafi uskrzydlić, więc przed trzecim i czwartym meczem w Lublinie powiedziałyśmy sobie, że choćbyśmy miały umrzeć na parkiecie, musimy wygrać - oznajmiła obrotowa SPR-u.
Zarówno dla SPR-u, jak i dla Zagłębia Lubin sezon jeszcze się nie skończył. Obie drużyny spotkają się jeszcze w meczu finałowym Pucharu Polski. Czasu na świętowanie mistrzostwa nie ma więc zbyt wiele. - Wszyscy, włącznie z trenerami i prezesem Andrzejem Wilczkiem, byliśmy w jednym z lubelskich klubów na karaoke. U nas jest czas na wszystko - na pracę i na zabawę. Ale od wtorku wracamy do treningów, chcemy w sobotę jeszcze raz pokonać Zagłębie i zdobyć Puchar Polski - zapowiada Marzec.