Zespół z Puław zwyciężył 29:27. - Forma jest na ligę, ale zespołu brak - oznajmił w rozmowie ze SportoweFakty.pl szkoleniowiec Azotów. Kowalczyk w spotkaniu z Jurandem nie mógł skorzystać z usług kilku czołowych zawodników, a na parkiecie kompletnie zawiódł Artur Witkowski, który miał tego dnia kreować grę puławian. - Zagrał poniżej swojego poziomu, podobnie jak Grzesiek Gowin - tłumaczy Kowalczyk. Rozgrywający oddał tego dnia dziewięć rzutów, z których tylko dwa znalazły drogę do bramki. - Popełnił ponadto trzy błędy techniczne, to bardzo zły wynik - dodaje trener.
Przed własną publicznością spalił się Paweł Kowalik, który kilka dni wcześniej świetnie spisał się w sparingu z Budievelnikiem Brovary. - Coś w tym jest. Generalnie nie zrobił jednak nic dobrego, ani złego. Spisał się przeciętnie - nie ukrywa Kowalczyk. - Reszta zespołu zagrała na bardzo dobrym poziomie i gdyby dostosowali się do nich wspomniani Witkowski i Gowin, to uniknęlibyśmy tych męczarni - przyznaje trener Azotów. Więcej, przekonany jest nawet, że jego zespół w takim wypadku wygrałby znacznie wyżej. - Zwyciężylibyśmy spokojnie, dziesięcioma bramkami.
Jakich jeszcze pozytywów w grze swojej drużyny dopatrzył się Kowalczyk? Trener zwrócił uwagę przede wszystkim na dobrą dyspozycję rzutową i równą formę bramkarzy. W pierwszej połowie Maciej Stęczniewski obronił osiem strzałów, po przerwie Marcin Gładysz odbił sześć piłek i nie dał się pokonać z rzutu karnego. Co zaś zawiodło? - Generalnie zagraliśmy bardzo źle w obronie. Dziś zakładaliśmy, że popracujemy nad tym właśnie elementem i założeń nie udało się wykonać - nie ukrywa Kowalczyk. - Słabo zagraliśmy też w ataku pozycyjnym, ale tu przyczyny już wymieniałem. Wciąż pozostaję optymistą przed kolejnymi spotkaniami.