Uważam, że sędziowie popełnili błąd - rozmowa z Pawłem Stołowskim, rozgrywającym KS Czuwaj POSiR Przemyśl

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Paweł Stołowski był bohaterem ostatnich sekund spotkania między Czuwajem Przemyśl a KSSPR Końskie. 26-letni rozgrywający przeszedł w ciągu kilku chwil drogę z nieba do piekła. W rozmowie z naszym portalem "Stołek" opowiada m.in. o kulisach tego zdarzenia.

Rozmowa przeprowadzona została po zakończeniu ligowego spotkania pomiędzy Stalprodukt BKS Bochnia a KS Czuwaj POSiR Przemyśl (33:25).

Maciej Wojs: Powróćmy na początek do tego feralnego spotkania z Końskimi...

Paweł Stołowski: Z Końskimi... Jest to konieczne?

Zdaję sobie sprawę, że dla każdego zawodnika i kibica Czuwaju jest dość delikatny temat, ale chciałbym poznać pana opinię. Zdobył pan bramkę na 25:25 i Czuwaj wrócił do obrony. Co się wtedy wydarzyło?

- Zdobyłem bramkę i ustawiliśmy się dość wysoko, pomiędzy linią bramową a połową boiska. Wyszliśmy do przeciwnika "każdy swego". Doszło do sytuacji, że jeden z zawodników dostał piłkę i atakował w stronę bramki, ale tak bardziej na lewą stronę. Ja do niego doszedłem jako najbliższy obrońca i trafiłem w piłkę, wybijając mu ją z ręki. Wszystko to działo się cały czas około metr od linii pola bramkowego. Piłka została wybita, zawodnik się przewrócił i wszyscy wiedzą już, jak to się skończyło. Ja dostałem czerwoną kartkę, sędzia gwizdnął karnego i przegraliśmy...

Ma pan żal do sędziów o tą decyzję?

- Teraz już nie, ale miałem. Uważam, że popełnili błąd.

Mimo czerwonej kartki w tym meczu, zagrał pan w Bochni. Odwołaliście się do Związku Piłki Ręcznej?

- Tak, tak. Działacze odwołali się od decyzji sędziowskiej, zarówno jeśli chodzi o anulowanie mojej kary, jak i anulowanie wyniku tego meczu. I tutaj dochodzi do pewnego paradoksu. Moja kara została anulowana, związek przyznał klubowi rację co do tej czerwonej kartki i mogłem zagrać. Tym samym jeśli moja kara została anulowana, to związek podważył decyzję pary sędziowskiej odnośnie faulu, co świadczy, że karnego także nie powinno być! Mimo to wynik spotkania został przez nich zatwierdzony...

Michał Przybylski, rozgrywający KSSPR Końskie, w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl powiedział, że faul był ewidentny, a karny należał się jego drużynie bez dwóch zdań. Widzę, że nie podziela pan tej opinii...

- W żadnym wypadku! Nie było żadnego faulu. Interweniując uderzyłem w piłkę, a nie w zawodnika. Reakcja jego była taka, że tracąc tą piłkę przewrócił się. Dodatkowo wszystko to działo się przynajmniej metr od linii pola bramkowego. Zawodnik nie atakował w bramkę, swoim ruchem kierował się bardziej na zewnątrz, w stronę narożnika boiska...

Przejdźmy do ostatniego spotkania. Czuwaj przyjechał do Bochni z nożem na gardle. Chcąc walczyć o utrzymanie, musiał wygrać, a przegrał ośmioma bramkami. Co pan może powiedzieć o tym meczu?

- A co tu dużo mówić? Przyjechaliśmy, żeby powalczyć i urwać chociaż punkt Bochni, a wynik mówi chyba wszystko... Mimo że przez pierwsze dziesięć minut prowadziliśmy, to widać jak się skończyło. Zagraliśmy po prostu słabo, nie byliśmy kompletnie drużyną. Zespół Bochni pokazał nam, jak słabo zgraną ekipą jesteśmy. Jednak nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Liczę, że druga runda będzie w naszym wykonaniu dużo lepsza.

Rzeczywiście, pierwsze dziesięć minut zagraliście świetnie. Co potem zawiodło?

- Głównie obrona. Nie było przekazywania zawodników, nie było wychodzenia do rzucającego, nie było bloków, nie było nic. Druga sprawa, że niektórzy moi koledzy nie oddawali kompletnie rzutów na bramkę. Drużyna z Bochni była całkowitym przeciwieństwem ekipy z Przemyśla - dużo rzutów i dobra gra w obronie. To zadecydowało o naszej porażce...

Za tydzień gracie u siebie z Chrzanowem mecz o przysłowiowe cztery punkty. Co musicie zmienić w swojej grze, żeby w tym spotkaniu odnieść sukces?

- Ech... Z taką grą jak zaprezentowaliśmy dzisiaj, to chyba wszystko. Ciężko tutaj mówić o pojedynczych elementach. Popełniamy błędy w każdym aspekcie gry.

Niezależnie od wyniku potyczki z Chrzanowem, sytuacja w tabeli Czuwaju jest dramatyczna. Będziecie się starali o jakieś wzmocnienia w przerwie zimowej?

- Prawdopodobnie tak. Oczywiście to nie moja decyzja, ani żadnego z zawodników. Trenerzy będą o tym decydować. Jak do tej pory nic nie wspominają na treningach o możliwych transferach, ale prawdopodobnie ktoś nas wzmocni w tej przerwie.

O jakich pozycjach na boisku pan mówi?

- Nie ukrywam, że przydaliby się zawodnicy z tzw. "ciągiem" na bramkę, którzy nie będą bali się oddawać rzutów. Brakuje nam siły w drugiej linii. Nie chcę, aby brzmiało to samolubnie, ale gra całego zespołu nie może opierać się wyłącznie na moich barkach. Sam spotkania nie wygram, choćbym nie wiem jak się starał. Dzisiejszy mecz pokazał, że wystarczy wyłączyć mnie "plastrem" i cała gra Przemyśla będzie zneutralizowana. Klucz do zwycięstwa z Przemyślem? Wyłączyć Stołowskiego...

Dzisiejszy mecz potwierdził, że jest pan zdecydowanie najlepszym graczem Czuwaju. Świadczy o tym także miejsce w czołówce klasyfikacji strzelców. Jest pan rozchwytywany przez inne kluby? Miał pan jakieś propozycje zmiany barw klubowych?

- W tej chwili nie, ale przyznam, że przed sezonem pojawiły się takie oferty. Ale od razu zaznaczam, że proszę mnie nie pytać o jakie kluby chodziło, bo takiej odpowiedzi udzielić nie mogę.

Rozumiem. Załóżmy jednak, że Czuwaj nie utrzyma się w tym sezonie w I lidze, a pan dostanie ofertę przejścia do klubu, który zapewnił sobie byt. Zdecyduje się pan wtedy na transfer?

- Trudno powiedzieć. Nie mogę składać żadnych deklaracji, bo cały czas walczymy o utrzymanie, a do końca sezonu zostało dwanaście spotkań. O takich rzeczach rozmawiać będę dopiero po zakończeniu sezonu.

W takim razie, czego mogę panu życzyć w tych rozgrywkach?

- Zdrowia, żebym mógł grać jak najwięcej, i wreszcie jakichś punktów.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)