Kilka tygodni temu wydawało się, że klub z Lublina, który od pewnego czasu boryka się z poważnymi kłopotami finansowymi, został uratowany. Rada Miasta zdecydowała się na dofinansować sportową spółkę akcyjną SPR Lublin, przekazując z budżetu miasta 500 tys. zł. Kwota ta miała pozwolić uregulować kilkumiesięczne zadłużenia wobec zawodniczek. 3 grudnia wszystkie szczypiornistki drużyny mistrza Polski złożyły w klubie wniosek z wezwaniem o spłatę zaległości. Klub na ich uregulowanie ma dwa tygodnie. Jednak wciąż nic się nie zmienia. Lublinianki nie otrzymały nadal blisko półrocznych zaległych wynagrodzeń. Uchwała Rady Miasta nie zmieniła sytuacji finansowej klubu. Po upływie 14 dni, które mijają w bieżącym tygodniu zawodniczki będą mogły rozwiązać kontrakty z klubem. - Od pół roku nasza sytuacja nic się nie zmieniła. Trwałyśmy w tym, ile mogłyśmy, ale kiedyś trzeba sobie powiedzieć dość. Starałyśmy się sobie pomagać, jednak nie da się tak funkcjonować - mówi w wywiadzie dla Kuriera Lubelskiego Monika Marzec obrotowa SPR Lublin.
Wszystko wskazuje więc na to, że najbliższe spotkanie z KSS Kielce będzie ostatnim w historii wielokrotnego mistrza Polski. - My wciąż wierzymy, że to nie będzie nasz ostatni mecz, ale na razie nie widać żadnych zmian. Tak długo trwamy już w tej sytuacji, że nie wiem, czy nie jesteśmy naiwne mając jeszcze nadzieję - dodaje zawodniczka.
Przykro słyszeć, że po upadku jednego z najbardziej utytułowanych zespołów w męskim szczypiorniaku, jakim był Śląsk Wrocław podobny los spotka lubelską drużynę.
Więcej w Kurierze Lubelskim.