Maciej Wojs: Na początek powróćmy może do ostatniego meczu pańskiego zespołu. W spotkaniu ze Stalproduktem BKS Bochnia do przerwy przegrywaliście pięcioma bramkami, jednak dobra dyspozycja w drugiej połowie pozwoliła wam zmniejszyć straty w 52. minucie do jednej bramki. Ostatecznie przegraliście jednak czterema trafieniami. Czego zabrakło pańskiemu zespołowi w wywalczeniu choćby punktu?
Marcin Księżyk: Czego nam zabrakło? Doszliśmy rywali na jedną bramkę i dostaliśmy wtedy kary, nie wnikam czy słuszne czy niesłuszne, po prostu graliśmy w osłabieniu. Wydaje mi się, że za szybko chcieliśmy doprowadzić do remisu, rzucaliśmy z nieprzygotowanych pozycji, w trudnych sytuacjach, także bramkarz bocheński bardzo dobrze bronił. Rywale wyprowadzili szybkie ataki i odskoczyli nam na cztery bramki. Niestety, nie byliśmy w stanie tego odrobić.
Patrząc jednak na to, że graliście w bardzo okrojonym składzie i bez dwóch czołowych strzelców, to ta niewielka porażka mimo wszystko może pana satysfakcjonować...
- Dokładnie. Na chwilę obecną mam skład chłopaków, którzy przede wszystkim chcą grać, chcą się poruszać. Nie patrzą na to, czy będą jakoś finansowo opłacani, czy tych pieniędzy nie będzie. Wychodzą na boisko i dają z siebie wszystko. W obecnej sytuacji naszym jedynym wyjściem jest granie bardzo twardej obrony i próbowanie wyprowadzania szybkich kontr, bo niestety nie mamy dużego zagrożenia z drugiej linii. Jeśli nie będziemy dużo biegać, to niestety ciężko będzie nam wygrać jakiś mecz.
Chwilę wcześniej wspomniałem o braku w pańskim zespole dwóch czołowych graczy - Jankowskiego i Lenartowicza. Dlaczego zabrakło ich w pojedynku z Bochnią?
- Jankowski najprawdopodobniej znajdzie jakiś inny klub, Lenartowicz całkowicie chyba zrezygnował z gry w piłkę ręczną, nie mamy kompletnie z nim kontaktu. Ciężko mi powiedzieć czy to koniec kariery, nie odbiera telefonu, gdzieś się najwidoczniej "zakopał".
Rozmawiając z panem, nie mogę nie poruszyć kwestii tarapatów finansowych, w jakich znalazł się rudzki klub. W styczniu z rozgrywek PGNiG Superligi Kobiet wycofała się Zgoda Ruda Śląska. Pojawiają się komentarze, że podobny los może spotkać waszą drużynę. Czy to prawda?
- Niestety... W niedługim czasie mamy się dowiedzieć, czy miasto przyznało nam jakieś dotacje. Mam nadzieję, jest takie małe światełko w tunelu, że jednak jakieś fundusze będą. Chodzi mi tutaj głównie o znalezienie pieniędzy na rozgrywki. Tak jak już mówiłem, my będziemy walczyć do końca, najważniejsze żeby były pieniądze na sędziów, na wyjazdy, to jest teraz na pewno najważniejsze. Nasza sytuacja jest bardzo trudna. Szukamy obecnie zasileń składu w postaci zawodników, którzy kiedyś grali, a chcą się obecnie poruszać. Być może uda nam się zwerbować kilka osób, które pomogą nam swoim doświadczeniem. Będziemy się z tym wszystkim borykać do końca ligi i mam nadzieję, że uda się nam utrzymać.
Dotychczasowe dofinansowanie klubu pochodziło z miasta, czy klub miał jakiegoś indywidualnego sponsora?
- Można powiedzieć, że do chwili obecnej finansowali nas nasi zarządcy oraz duża liczba drobnych sponsorów. Miasto przeznaczyło nam jakieś drobne pieniądze na początku sezonu, ale tego oczywiście nie starczyło na całe rozgrywki. W obecnej sytuacji działamy jedynie dzięki pomocy zarządu i drobnych sponsorów.
Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że w niedługim czasie upaść może druga sekcja piłki ręcznej w Rudzie Śląskiej. Przecież niespełna dwa lata temu Grunwald obchodził 50-lecie istnienia, teraz awansowaliście do pierwszej ligi i wydawało się, że wszystko zmierza w jak najlepszą stronę...
- Niestety, ale Ruda Śląska ma ogromną dziurę w budżecie, którą w jakiś sposób radni i włodarze miasta muszą załatać. Najłatwiej jest okroić dotacje dla sportu i dzieje się tak nie tylko w naszym mieście. Mam nadzieję, że obecna pani prezydent Rudy Śląskiej przeznaczy dla nas jednak jakieś pieniądze, bo my nie potrzebujemy aż takich sum, jakie były przekazywane na ekstraklasową Zgodę. Nam tych pieniędzy jest potrzeba naprawdę zdecydowanie mniej, a mogą pomóc nam w utrzymaniu.
Zmieńmy temat. Jest pan chyba jedynym trenerem na pierwszoligowych parkietach, który dzieli funkcję szkoleniowca drużyny i zawodnika. Jak wygląda ocenianie boiskowych wrażeń z perspektywy grającego trenera?
- Bardzo ciężko jest połączyć te dwie funkcje ze względu na to, że nie mam na ławce asystenta czy drugiego trenera. Jeżeli jestem na boisku skupiam się na boiskowych sprawach, jeżeli jestem na ławce, mogę wtedy na spokojnie objąć całą drużynę. Mam kierownika zespołu, który czasem pomaga mi w tych kwestiach, ale nie jest trenerem, więc czasami jest mu ciężko. Jest to trudna sprawa, ale jeżeli trzeba pomóc drużynie, to staram się wyjść na boisko.
W następnej kolejce zagracie mecz o przysłowiowe cztery punkty z Czuwajem Przemyśl. Zamierza pan zmieniać jakiś element w grze zespołu?
- Naszym głównym zadaniem będzie nabycie troszkę kondycji, mam tutaj na myśli zawodników, którzy dopiero wchodzą do naszej drużyny. Musimy się zgrać, poprawić przede wszystkim grę w defensywie, bo Bochnia pokazała, że łatwo nas "rozmontować". Będziemy walczyć z Przemyślem do ostatnich sekund.
Czego mogę więc życzyć panu i pańskiej drużynie?
- Krótko - myślę że tylko i wyłącznie zwycięstw.