Piotr Werda: Po odejściu Giennadija Kamielina drużynę MKS-u prowadzi Paweł Galus. W sezonie 2010/2011 był on już pierwszym trenerem Nielby.
Alosza Szyczkow: Zgadza się. Z Pawłem Galusem mieliśmy już do czynienia na początku rozgrywek ligowych. Wówczas objął on drużynę po Edwardzie Kozińskim, który z powodów zdrowotnych zmuszony został zrezygnować z funkcji pierwszego szkoleniowca. Nie można powiedzieć, że w tym okresie nie mieliśmy żadnych sukcesów. Galus dowiedział się "na gorąco" - podczas pierwszego meczu ligowego w Mielcu, że samodzielnie będzie musiał kierować zespołem. Na początku nie zdobywaliśmy punktów. Nasza gra była jednak coraz lepsza. Pod wodzą tego właśnie szkoleniowca, w meczu z Azotami Puławy, pokonaliśmy rywala 12. bramkami. Efekty pracy Galusa z drużyną były więc wtedy bardzo dobre.
Czy wyniki, które drużyna Nielby uzyskuje odkąd Kamielina zastąpił Galus są owocne?
- Wraz z Pawłem Galusem starliśmy się najpierw w meczu wyjazdowym z Miedzią Legnica. Walczyliśmy tam z całych sił. Byliśmy blisko wygranej. Ostatecznie ulegliśmy przeciwnikowi różnicą dwóch trafień. Potem wygraliśmy wyjazdowe spotkania w Piotrkowie Trybunalskim oraz w Opolu. Zrewanżowaliśmy się też GSPR-owi Gorzów za porażkę na ich terenie. Okres ten był więc bardzo udany. Sami zawodnicy wiedzą, że w przypadku utrzymania w Superlidze, Paweł Galus pozostanie pierwszym trenerem. Jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni.
Jaka atmosfera panuje na linii zawodnicy - trener?
- Zawodnicy świetnie rozumieją się ze szkoleniowcem. Trenujemy z Galusem w spokoju, na luzie psychicznym. Nie ma niepotrzebnych krzyków, nerwów oraz pretensji. Wspólnie ciężko pracujemy w ciszy, a jednocześnie trening jest bardzo owocny, Zajęcia kończymy z ogromnym zmęczeniem, z mokrymi od potu koszulkami.
Relacje zawodników z poprzednim trenerem nie były więc takie same.
- Gdy Nielbę trenował Giennadij Kamielin atmosfera wewnątrz drużyny nie była zła. Obojętnie, kto by kierował zespołem, relacje między zawodnikami zawsze byłyby dobre. Jednakże współpraca na linii gracze - trener była wówczas negatywna. Niepotrzebne krzyki, nerwy wpływały destrukcyjnie na całą pracę na treningach - w tym na nasze zgranie. Teraz na szczęście wszystko się poprawiło i idzie w dobrym kierunku.
Czy zauważasz jakieś zmiany w sposobie trenowania?
Porównując zajęcia prowadzone przez Kamielina oraz Galusa sądzę, że treningi serwowane przez tego ostatniego są na pewno sprawniejsze. Jesteśmy w stanie zrobić więcej. Jest mniej przerw i są one krótsze. U poprzedniego szkoleniowca ćwiczyliśmy kwadrans dłużej. Teraz w czasie treningu możemy zrobić więcej i trwa on krócej. Wszystkim się to podoba.
Przygotowania do meczu są takie same?
- W tym elemencie niewiele się zmieniło. Przed samym spotkaniem trener odpowiednio nas motywuje. Szczegółowo oglądamy spotkania z naszym kolejnym rywalem na wideo. Jesteśmy odpowiednio poinformowani o nim. Niczego nam nie brakuje.
W najbliższą sobotę Nielba podejmować będzie w drugim spotkaniu barażowym Gwardię. Trener Galus zwracał uwagę, aby zagrać teraz z większym spokojem niż w Opolu.
- Gramy u siebie. Mamy też ważny zadatek bramkowy. Jesteśmy w stu procentach profesjonalistami. Podchodzimy więc do tego meczu bardzo poważnie. Nie można sobie odpuścić i przystąpić do boju o utrzymanie w lidze z przekonaniem, że wygraną ma się już w kieszeni. Skupimy się i wygramy ostatni mecz w sezonie. Potem udamy się na odpoczynek wiedząc, że jesteśmy w Superlidze.
Czy w kolejnym sezonie ligowym zobaczymy Aloszę Szyczkowa w barwach wągrowieckiego MKS-u?
- Kończy mi się kontrakt z Nielbą. Czy będę grał dalej w Wągrowcu? Czekam na rozmowy z władzami klubu. Nie ukrywam, że mam też oferty z innych miast. Nie będę jednak zdradzał, z jakich.