Trzecie miejsce w Final Four Ligi Mistrzów to chyba małe pocieszenie. Liczyliście pewnie na grę w wielkim finale w Kolonii?
- Na pewno. Już wielokrotnie podkreślałem, że w Niemczech drugie miejsce jest porażką. Tutaj liczą się tylko zwycięzcy. Chcieliśmy jednak wygrać mecz o trzecie miejsce dla naszych kibiców, którzy licznie wypełnili halę w Kolonii. Postanowiliśmy sobie przed meczem, że musimy wygrać nie dla siebie, ale dla naszych fanów, którzy przez cały sezon fantastycznie nas dopingowali i jeździli za nami w każdy zakątek Europy. Zwycięstwo w finale pocieszenia dedykujemy naszym fanom.
Komu kibicowałeś w wielkim finale Ligi Mistrzów?
- Trzymałem kciuki za Barcelonę. Jestem wielkim fanem tego klubu. W sobotę wygrali jeden puchar, triumfując w piłkarskiej Ligi Mistrzów. Teraz trofeum dołożyli piłkarze ręczni. Jestem całym sercem za Blaugraną, choć z drugiej strony gdyby Barcelona przegrała w finale też bym nie płakał, bo oznaczałoby to, że główne trofeum wygrał Mariusz Jurkiewicz, mój kolega z reprezentacji Polski, kolega z pokoju z kadry.
Zdobyliście mistrzostwo Niemiec, najważniejsze trofeum dla HSV Hamburg, o które walczyliście od kilku sezonów. Czy po tym sukcesie zabrakło trochę motywacji do walki o Ligę Mistrzów? Uszło z Was powietrze?
- Nie, absolutnie nie można tak mówić. Nie zapominajmy, że jesteśmy zawodowcami i gramy do ostatniego meczu w lidze. W Bundeslidze mamy do rozegrania jeszcze dwa mecze i pomimo zapewnienia sobie tytułu walczymy do końca. Nie jest tak, że po realizacji jednego celu, uchodzi nagle z nas powietrze i już odpuszczamy. Wręcz przeciwnie, po zdobyciu mistrzostwa Bundesligi, chcieliśmy do niego dołożyć także triumf w Lidze Mistrzów. Nadarzyła się okazja, by wygrać jeszcze w tym sezonie prestiżowe trofeum, ale niestety, musimy te marzenia odłożyć na później.
Jak smakuje pierwsze w Twojej karierze mistrzostwo Niemiec?
- Tego się nie da opisać słowami. To po prostu trzeba przeżyć. Jestem ogromnie szczęśliwy, że dane mi było przeżyć ten wielki sukces na koniec mojej kariery w HSV Hamburg. Myślę, że nawet wicemistrzostwo świata i brązowy medal z reprezentacją Polski nie oddaje tego, co czułem kilka chwil po ostatnim gwizdku meczu z Gummersbach.
Fantastycznie ukoronowałeś swoją grę w Hamburgu. Marzyłeś w ogóle o tym przychodząc kilka lat temu do tego klubu, że wywalczysz z nim kiedyś mistrzostwo Niemiec?
- Szczerze mówiąc, przeszło to wszystko moje oczekiwania. Kiedy przychodziłem do Bundesligi byłem ogromnie szczęśliwy, że mogę grać w najsilniejszej lidze świata. O tym marzyłem od początku przygody gry z piłką ręczną. Z roku na rok jednak tych sukcesów było coraz więcej. Kilka trofeów dla tego klubu udało mi się wywalczyć. Cieszę się, że najcenniejszy tytuł - mistrzostwo Niemiec dla naszego klubu, naszego prezydenta i całego miasta, wywalczyłem z drużyną w tym ostatnim sezonie mojej gry w Hamburgu.
HSV bardzo długo czekał na to mistrzostwo...
- Dokładnie. I to nie chodzi tylko o HSV Handball, bo przecież jest to młody klub, ale cały Hamburg czekał aż 27 lat na mistrzostwo Niemiec w prestiżowej grze drużynowej czyli piłce nożnej, koszykówce, siatkówce czy piłce ręcznej. Zdobyliśmy więc coś wyjątkowego dla tego miasta. Hamburg czekał na mistrzostwo Niemiec bardzo długo. Cieszę się, że byłem częścią tej pięknej historii.
Pewnie feta w Hamburgu będzie wielka?
- Z Kolonii wracamy do Hamburga, gdzie w środę mamy mecz z Lemgo. Po nim odbierzemy upragniony puchar i na pewno będzie jakaś impreza.
Zdradź jakieś szczegóły, jak to będzie wyglądało?
- Nie wiem, jak dokładnie to wszystko przebiegnie, bo takie imprezy mają to do siebie, że wiele rzeczy wychodzi spontanicznie. Wiem tylko, że po ostatnim meczu ligowym z Balingen odbędzie się świętowania tytułu na balkonie ratusza w Hamburgu. Ma przyjść kilka tysięcy naszych kibiców. Szykuje się więc spora feta. Dla Hamburga to ogromne wydarzenie. Miejscowi kibice tyle lat czekali na mistrzostwo Niemiec, więc będzie się działo. Nawet prezes naszego klubu
Andreas Rudolph powiedział, że czeka nas impreza jakiej Hambug jeszcze nie przeżył. Trzymam go za słowo. Mam nadzieję, że na długo to zapamiętamy.
To będzie jednocześnie Twoje pożegnanie z Hamburgiem...
- Zgadza się i myślę, że jest to dobre pożegnanie. Wszystko ładnie się ułożyło i myślę, że w godnie żegnam się z Hamburgiem.
Twoje dalsze losy są już przesądzone? Pytam, bo w Polsce było głośno o tym, że zagrasz w lidze duńskiej w Kopenhadze. Jak jest naprawdę?
- Naprawdę jest tak, że Kopenhaga w ogóle nie wchodziła w rachubę. To co było napisane w gazetach to totalna bzdura. Żałuję, że nikt z polskich dziennikarzy nie zgłosił się do mnie i nie zapytał wprost, tylko powielane były nieprawdziwe informacje, które pojawiły się w internecie. Już rok temu widziałem, gdzie będę grał i jaka będzie moja klubowa przyszłość. Od lipca będę zawodnikiem Rhein Neckar Loewen.