Nie mogłabym prowadzić biernego życia! - rozmowa z Patrycją Mikszto, bramkarką Vistalu Łączpolu Gdynia
Choć Vistal Łączpol Gdynia mierzył nawet w mistrzostwo Polski, to ostatecznie zawodniczki klubu z Trójmiasta zakończyły rozgrywki na najniższym stopniu podium. Miniony sezon były jednym z tematów rozmowy serwisu SportoweFakty.pl z bramkarką gdyńskiej siódemki - Patrycją Mikszto.
Łukasz Luciński
Łukasz Luciński: Jak rozpoczęła się Twoja kariera?
Patrycja Mikszto: Wszystko zaczęło się w czasach szkolnych, a dokładniej w Szkole Podstawowej nr 21, gdzie trenowałam w barwach Zrywu Chorzów, by potem, już jako nastolatka, trenować i reprezentować barwy chorzowskiego Ruchu.
Każdy młody człowiek ma swojego idola. A Ty na kim się wzorowałaś?
- Zawsze moim wzorem była Magdalena Chemicz. Jeśli chodzi natomiast o światowe parkiety to jestem fanką Thierrego Omeyera. To naprawdę fantastyczny bramkarz!
Po wywalczeniu srebra w 2008 roku przeniosłaś się z Gdańska do Elbląga, a obecnie reprezentujesz barwy Łączpolu. Trójmiasto przyciąga?
- Nie miałam wyjścia, bo klub miał problemu finansowe. Musiałam zmienić barwy, a najbliżej mi było do Elbląga. Wtedy jeszcze studiowałam, więc musiałam pogodzić piłkę ręczną i nauką, a klub nie sprawiał mi w tym problemów. Absolutnie nie żałuję gry w Elblągu, gdyż szczerze powiedziawszy to właśnie tam zaczęła się dla mnie prawdziwa gra. Mimo czterech bramkarek w składzie postawiono na mnie i mogłam wreszcie rozwinąć skrzydła. Przeniosłam się do Gdyni, bo kocham morze, dobrze znałam obu trenerów, dziewczyny występujące w klubie i wiedziałam, że będę miała szanse na regularne występy. Decyzja nie była jednak łatwa i długo biłam się z myślami zanim podpisałam kontrakt.
Jak oceniłabyś miniony sezon w swoim wykonaniu?
- Wydaje mi się, że zagrałam całkiem przyzwoity, równy sezon, choć w mojej głowie zawsze tli się myśl, że jednak następnym razem będzie jeszcze lepiej.
Aspiracje przed sezonem były ogromne. Czy tegoroczny medal to sukces czy porażka?
- Aspiracje są zawsze takie same, jeśli gra się w zespole, który walczy o najwyższe cele, jakim jest tytuł mistrza Polski. Uważam, że nasz skład personalny pozwalał nam realnie myśleć o złotych medalach, lecz niestety nie powiodło się nam. Może byłoby inaczej, gdyby nie kontuzje, które wykluczyły kilka naszych zawodniczek. Szczególnie bolesna była strata Georgety Dinis Vartic. Osobiście czuję jednak niedosyt i mówiąc szczerze, ten brąz nie cieszył tak bardzo jak ten zdobyty 12 miesięcy wcześniej, choć oczywiście medal to medal i należy być dumnym, że się go zdobyło.
Bramka była najsilniejszym ogniwem waszego zespołu. Czy konkurencja dwóch reprezentacyjnych bramkarek jest dobrym bodźcem do rozwoju?
- Rzeczywiście z obsadą bramki nie było u nas większego problemu, gdyż kiedy mi nie szło, to między słupkami pojawiała się Gosia i to ona brała na siebie ciężar gry i odwrotnie, gdy ona nie miała zbyt dobrego dnia, to ja potrafiłam ją godnie zastąpić. Uważam, że świetnie się uzupełniałyśmy, a niesamowitym komfortem dla klubu jest posiadanie dwóch równorzędnych, klasowych zawodniczek na danej pozycji, gdyż gra po 60 minut w każdym spotkaniu to ogromne obciążenie dla organizmu. Myślę, że dzięki temu, że spędzałyśmy z Gosią na parkiecie mniej więcej tyle czasu, miałam jeszcze siłę, by skrupulatnie przepracować ciężkie trzytygodniowe zgrupowanie kadry narodowej. W sporcie rywalizacja jest doskonałym bodźcem do rozwoju. Oczywiście zdrowa rywalizacja...
Jak właściwie przebiega wasza rywalizacja o miejsce w składzie?
- Normalnie. Trenujemy na pełnych obrotach i pod koniec tygodnia, gdy zbliża się mecz, trener wskazuje tą, która według niego jest w lepszej dyspozycji.
Wielu uważa, że waszym głównym problemem jest brak liderki. Czy myślisz, że któraś z obecnych zawodniczek twoim zdania nadaje się na motor napędowy zespołu?
- Nie uważam tego za wielki problem, bo naszą siłą jest obrona. Nie jest potrzebna liderka w zespole, to kolektyw tworzy silę i myślę, że to jest klucz do sukcesu. Za dużo mamy indywidualistek w zespole, więc nie zawsze nam wychodzi tworzenie monolitu, co potem znajduje odzwierciedlenie w wyniku, ale miejmy nadzieję, że zmieni się to wraz z przyjściem nowego szkoleniowca.
W finale Pucharu Polski nieznacznie uległyście Zagłębiu Lubin. Czego zabrakło?
- Właśnie ten turniej pokazał, że potrafimy stać się kolektywem, prawdziwą drużyną. Tak naprawdę zabrakło nam szczęścia i trochę zimnej krwi, lecz grałyśmy na takim samym poziomie jak Lubin, a samo spotkanie było fantastyczne i trzymało w napięciu do ostatnich sekund.
Sytuacja finansowa klubów żeńskiej PGNiG Superligi jest z roku na rok coraz gorsza...
- W wielu klubach działacze obiecują gruszki na wierzbie, co później się okazuję niemożliwe do zrealizowania. Uważam, że nasza rodzima federacja powinna wziąć przykład chociażby z ligi francuskiej, gdzie związek ustala minimalny budżet, jakim należy dysponować, by móc zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Każda ekipa, która nie spełnia kryteriów musiałaby się zadowolić grą w I lidze.
Gdyby to od Ciebie zależało, co zrobiłabyś aby przyciągnąć fanów do kobiecego szczypiorniaka
- Myślę, że najlepszą promocją i zachęta do oglądania piłki ręcznej jest zorganizowanie w końcu jakiejś wielkiej imprezy sportowej typu mistrzostwa Europy bądź świata. Mogłoby to przyciągnąć wielu fanów do kobiecego szczypiorniaka.