Sobotnie starcie pomiędzy Vetreksem i Zepterem AZS UW zapowiadało się szlagierowo. Szczypiorniści z Kościerzyny sezon rozpoczęli od trzech wygranych, a drużyna prowadzona przez Witolda Rzepkę i Sławomira Monikowskiego zwyciężyła tej jesieni w dwóch spotkaniach. Bezpośrednie starcie miało rozstrzygnąć, kto będzie w stanie rzucić wyzwanie liderującej Pogoni Szczecin.
Mecz do skutku nie doszedł, na obiekt Zeptera nie dotarł bowiem lekarz. Zgodnie z regulaminem mecz mógł się zakończyć już po kwadransie bezskutecznego oczekiwania. Zapewnienia przedstawiciela stołecznej drużyny o szansie na naprawienie sytuacji sprawiły jednak, że kościerzynianie zgodzili się poczekać kolejnych dziesięć minut. Zdesperowani gospodarze wezwali nawet karetkę, służby medyczne na obiekt dotarły jednak zbyt późno, bo arbiter - zgodnie z ustaleniami - po upływie dodatkowego czasu mecz zakończył.
Rozgoryczeni warszawiacy od razu po gwizdku wieńczącym zawody udali się do szatni, a po parkiecie biegał jedynie poirytowany Monikowski, który rozmowy odmówił.
- Piłka ręczna to trzy czwarte mojego życia, a z taką sytuacją spotykam się pierwszy raz - nie krył z kolei trener gości. - Uważam, że zachowaliśmy się wobec Zeptera uczciwie, bo czekaliśmy 25 minut. Jest mi niezmiernie przykro, że taka sytuacja ma miejsce, tą decyzję podjęliśmy kolegialnie. Szkoda, że tak się to wszystko odbyło, ale nie mam na to wpływu, takie są przepisy - przyznał Stankiewicz.
Vetrex za tydzień na własnym parkiecie zagra ze Spójnią Wybrzeże Gdańsk, a Zepter na wyjeździe podejmie Wójcika Meble-Techtrans Elbląg.