30-letni zawodnik po raz pierwszy na listę strzelców wpisał się już na samym początku spotkania, po rzucie z koła wyrównując stan meczu. Kilka chwil później za sprawą dobrego przejęcia piłki i pewnego wykończenia kontrataku doprowadził do stanu 5:4, a jeszcze przed przerwą dołożył dwa kolejne trafienia. - Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu bardzo dobra, może z wyjątkiem nerwowych początkowych minut. Popełniliśmy wówczas parę błędów w ataku, ale później dobrze zaczęła pracować obrona i z tego poszły kontrataki - tak przebieg niedzielnego meczu relacjonuje Wiśniewski.
Do szatni płocczanie schodzili prowadząc różnicą sześciu bramek, a gdy tuż po przerwie do siatki trafili kolejno Bostjan Kavas, Muhamed Toromanović, sam zainteresowany oraz Piotr Chrapkowski (rywale odpowiedzieli tylko raz) i na tablicy świetlnej pojawił się wynik 21:12, było już praktycznie pewne, że gospodarze nie dadzą sobie wydrzeć dwóch punktów. W końcówce podopieczni Larsa Walthera wprawdzie spuścili nieco z tonu, bliżej niż na cztery bramki przeciwnikom podejść jednak nie pozwolili.
- Rosjanie odcięli Nikolę Eklemovicia i graliśmy pięciu na pięciu - tak słabszą końcówkę tłumaczy Wiśniewski. - Trochę to u nas szwankuje, podobnie było w Legnicy, cały czas jednak nad tym pracujemy. Wiadomo, że w przerwie w szatni obiecywaliśmy sobie, że trzeba wyjść na parkiet i powalczyć, bo pierwsze minuty są najważniejsze, gdy trzeba przycisnąć, nie wolno odpuścić. Stało się troszeczkę inaczej, na sześć minut przed końcem przeciwnik doszedł nas na cztery bramki i wiadomo, różnie się to mogło potoczyć - przyznaje skrzydłowy Nafciarzy.
Wiśniewski podkreśla, że do starcia z Rosjanami zespół przygotowany był znakomicie, szczypiorniści z Petersburga niczym płocczan nie zaskoczyli. - Dwa razy oglądaliśmy video z ich występami. Byliśmy solidnie przygotowani, podobnie zresztą, jak rywale. Grali tak, jak grają zawsze, my też nic nowego nie wymyśliliśmy. Obie drużyny zaprezentowały swoją piłkę - wyjaśnia doświadczony zawodnik, zwracając też uwagę na dużą ilość błędów. - Sędziowie dużo tego gwizdali - przyznaje.
Sam Wiśniewski w niedzielę był bezbłędny, wykorzystał wszystkie swoje sytuacje, co kibiców Wisły cieszyć powinno tym bardziej, że w ostatnich tygodniach nie był on w najwyższej dyspozycji. - W poprzednich meczach miałem słabą skuteczność, bramkarze trochę pobronili, taki jest jednak sport. Gdy nie trafiam, jestem na siebie zdenerwowany, tym razem na szczęście się udało. Miałem stuprocentową skuteczność, jestem z tego zadowolony i mam nadzieję, że w następnych meczach będzie podobnie - podsumowuje skrzydłowi mistrzów Polski.