Zawodnicy popularnych Lwów przystąpili do środowego starcia bez dwójki podstawowych rozgrywających - Serba Zarko Sesuma (kontuzja więzadła łokcia) oraz Krzysztofa Lijewskiego, którego w łóżku zatrzymało przeziębienie. Nieobecność tego pierwszego była chyba jednak dobrą wiadomością dla innego Polaka broniącego barw drużyny z Mannheim, Karola Bieleckiego. Popularny "Kola" dostał więc szansę gry w szerszym wymiarze czasowym i na przestrzeni całego spotkania, jego występ można zaliczyć do udanych.
Mecz lepiej rozpoczęli zawodnicy mistrza Niemiec, HSV Hamburg. Co prawda w 3. minucie po trafieniu Andy'ego Schmida gospodarze prowadzili 2:1, jednak już niespełna siedem minut później na dwubramkowe prowadzenie wysunął przyjezdnych Marcin Lijewski (5:3 - 10. min). Zawodnicy Lwów z Mannheim męczyli się początkowo w ataku pozycyjnym, widoczny był brak młodszego z braci Lijewskich oraz wspomnianego Sesuma, którzy posiadają szeroki arsenał rzutów z drugiej linii. Z odsieczą graczom z pola przyszedł jednak golkiper Goran Stojanović, który popisał się kilkoma skutecznymi interwencjami, doskonale uruchamiając jednocześnie skrzydłowego Ivana Cupicia. To właśnie za sprawą dwóch trafień Chorwata Lwy wyrównały w 17. minucie stan rywalizacji (8:8).
Podopieczni Pera Carlena zdołali co prawda chwilę później odskoczyć na dystans dwóch bramek (kolejne trafienie Lijewskiego), jednak ponownie dał o sobie znać Stojanović, którego interwencje co rusz wywoływały euforię na trybunach hali SAP-Arena w Mannheim. Dodatkowo swą skuteczność w ofensywie poprawili gracze Lwów, dzięki czemu po trafieniach Uwe Gensheimera, Cupicia, Bieleckiego oraz Michaela Müllera gospodarze wyszli na dwubramkowe prowadzenie (13:11), którego nie oddali do końca pierwszej połowy (14:12).
Wraz z początkiem drugiej części meczu uwidaczniać poczęła się coraz większa przewaga gospodarzy, która miała swe odzwierciedlenie w wyniku rywalizacji. W 49. minucie bramka Schmida zwiększyła prowadzenie Lwów do trzech goli (23:20), a celne rzuty Gensheimera i Müllera powiększyły przewagę Rhein-Neckar do pięciu trafień (26:21 - 53. min). Wydawało się, że zwycięstwo podopiecznych trenera Gudmundssona jest więc już tylko formalnością, zwłaszcza, że na czterdzieści sekund przed końcową syreną Lwy wygrywały 28:26. Skuteczna gra Hansa Lindberga oraz dwa błędy podania Borge Lunda (słaby występ Norwega) sprawiły, że zawodnicy z Hamburga wyrównali stan rywalizacji piętnaście sekund przed końcem meczu (28:28). Dość niespodziewanie doszło więc do dogrywki.
Ta, przy udziale sporych emocji i ostrej walki, przebiegała bramka za bramkę. Na trafienia Blazenko Lackovicia odpowiedział Bjarte Myrhol, a tuż przed końcem pierwszej części dogrywki do remisu doprowadził Bielecki (31:31 - 65. min). Chwilę później na prowadzenie wysunął Lwy Gensheimer (pewna egzekucja rzutu karnego), a trafienie Marcina Lijewskiego wyrównało stan rywalizacji (32:32 - 67. min). W następnej akcji rzut Gensheimera zatrzymał fenomenalny tego wieczoru Dan Beutler (17 interwencji), rzut karny na bramkę zamienił Michael Kraus (9 goli) i na 50. sekund przed końcem HSV wygrywało 33:32. Pomimo kilku dogodnych okazji gospodarze nie zdołali doprowadzić do remisu, a rzut Bieleckiego na dwie sekundy przed syreną obronił Beutler. Lwy w dramatycznych okolicznościach pożegnały się więc z rozgrywkami Pucharu Niemiec, natomiast w ekipie HSV wygrana w takim stylu bez wątpienia podniosła mocno nadszarpnięte morale zespołu.
Rhein-Neckar Löwen - HSV Hamburg 32:33 (14:12; 28:28)
RNL: Stojanović (9/39 - 23%), Fritz (1/4 - 25%) - Gensheimer 9 (5/5), Bielecki 7, Cupić 6, Müller 4, Schmid 3, Lund 1, Myrhol 1, Roggisch 1, Groetzki, Gunnarsson.
HSV: Beutler (17/44 - 39%), Bitter (1/6 - 17%) - Kraus 9 (8/8), Lijewski 5, Lindberg 5, B.Gille 3, Lacković 3, Vugrinec 3, G.Gille 2, Hens 2, Flohr 1, Duvnjak, Jansen, Vori.
Kary: RNL - 6 min. (Cupić, Müller, Roggisch); HSV - 6 min. (Flohr 2x, Duvnjak).
Widzów: 6 513.