Dariusz Molski: Mogę pochwalić zespół za heroiczną walkę i niebywałą ambicję

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po dotkliwej porażce z Chrobrym Głogów, której piłkarze ręczni Nielby Wągrowiec doznali na własnym terenie na początku lutego, przyszedł czas na mecze na obcym pakiecie. Bez zdobyczy punktowych zakończyły się dla żółto-czarnych dwie minione kolejki ligowe rozegrane na wyjeździe. W sobotę szczypiorniści MKS-u ulegli w Mielcu Tauronowi Stal 27:39, a we wtorek nielbiści musieli uznać wyższość Azotów Puławy. Wągrowczanie w tym roku wciąż pozostają bez zwycięstwa w Superlidze.

Nielba zdecydowanie nie była faworytem spotkania w Mielcu. W pierwszej rundzie nielbiści ulegli mielczanom w hali wągrowieckiego OSIR-u różnicą aż dziewięciu bramek (22:31). Starcie podopiecznych Dariusza Molskiego z trzecią obecnie drużyną ekstraklasy było tym bardziej trudne, iż w składzie MKS-u zabrakło kontuzjowanych graczy: prawoskrzydłowego Aloszy Szyczkowa oraz Łukasza Białaszka, który na co dzień obsadza lewe skrzydło. Wągrowczanie mieli jednak bardzo obiecujący początek. Po pierwszych kilkunastu minutach wydawało się, że spotkanie w Mielcu zakończyć się może niespodzianką. Potem jednak Tauron Stal Mielec złapał wiatr w żagle i stopniowo powiększał swoją przewagę. - W Mielcu trzymaliśmy się do 20. minuty. Graliśmy wówczas jak równy z równym, a nawet przez chwilę prowadziliśmy. Potem jednak mieliśmy słabszy fragment, który przegraliśmy będąc nawet w przewadze. Od tego momentu drużyna Stali zdominowała grę. Nie posiadaliśmy żadnych argumentów na rywala, który szybko uzyskał znaczną przewagę i zachował ją do końca spotkania - wyjaśnia Dariusz Molski, szkoleniowiec Nielby. Po sobotniej porażce ze Stalą, przyszedł czas na kolejny mecz. Spotkanie w Puławach podopieczni trenera Molskiego rozegrali awansem już we wtorek. Drużyna MKS-u rozpoczęła starcie z Azotami najgorzej jak mogła. Po 5-ciu minutach gospodarze prowadzili 4:0. Przez pierwszy kwadrans meczu jedynym graczem Nielby, któremu udało się pokonać i to dwukrotnie świetnie dysponowanego bramkarza Azotów Kirila Koleva, był Łukasz Gierak (9:2). W dalszej części meczu nielbiści próbowali doprowadzić do remisu. Do wyrównania jednak nie doszło. - W Puławach, początek mieliśmy fatalny. Przeciwnik postawił nam bardzo trudne warunki. Nie mogliśmy przebić się przez dwie linie defensywy - przez obrońców z pola oraz bramkarza, który został bohaterem swojej drużyny. Dopiero po kwadransie zaczęliśmy łapać właściwy rytm. Zaprezentowaliśmy wówczas skuteczniejszą grą, dzięki której zaczęliśmy odrabiać straty. Wprowadziliśmy w czyn warianty, które trenowaliśmy specjalnie pod zespół z Puław. Zawodnicy zaczęli walczyć z całych sił widząc, że ta taktyka jest słuszna. Wreszcie udało się nam dojść do rywala na dwie bramki. Niestety, nie udało się ostatecznie go pokonać - ocenia Dariusz Molski. Zdaniem wągrowieckiego szkoleniowca, przyczyną porażki nielbistów z Azotami były błędy techniczne oraz nieskuteczne rzuty. - Mogę jednak pochwalić zespół za heroiczną walkę i niebywałą ambicję. Przy Azotach Puławy mających medalowe aspiracje i dysponujących bardzo dobrą drugą linią, świetnym bramkarzem oraz w pełni zdrowymi zawodnikami, można tylko przyklasnąć nam za taką, a nie inną postawę - twierdzi. Po meczu w Puławach pojawiły się informacje o ostrym spięciu na pakiecie Dariusza Molskiego z Rafałem Przybylskim - rozgrywającym Nielby. - W niepoprawny sposób odczytano Rafała oraz moje intencje. Nie było między nami żadnego spięcia. Mobilizowaliśmy się w pewien sposób, a nasz gest został źle odczytany. Bardzo dobrze prowadziło mi się zespół w tym meczu - tłumaczy szkoleniowiec Nielby. Kolejne wyjazdowe spotkanie, które wągrowczanie rozegrają w ramach 19. kolejki PGNIG Superligi, odbędzie się w sobotę (25 lutego), o godz. 17:00. Rywalem żółto-czarnych będzie MMTS Kwidzyn. - Według moich obliczeń, aby znaleźć się w najlepszej ósemce, musimy zdobyć sześć punktów. Jeśli nie ugramy niczego w Kwidzynie, powinniśmy pokusić się o zwycięstwa w trzech ostatnich spotkaniach rundy zasadniczej. Tam nie będziemy mogli pozwolić sobie na jakiekolwiek błędy - wylicza Molski.

Źródło artykułu: