Mecz sąsiadujących w tabeli zespołów nie stał na wysokim poziomie. Wysoka stawka spowodowała, że w poczynania zawodników wkradła się nerwowość i popełniali oni łatwe błędy. Miejscowi kibice załamywali ręce, gdy ich pupile nie wykorzystywali kontr, jednocześnie pozostawiając rywalom dużo miejsca w defensywie.
ASPR prowadziła po 15 minutach 8:6, ale goście szybko wyrównali, a po rzutach świetnie dysponowanego Damiana Krzywdy osiągnęli dwubramkową przewagę. - Aż za bardzo chcieliśmy wygrać i stąd wynikały pomyłki - tłumaczył rozgrywający gospodarzy Mariusz Kalisz, który zmarnował w I części dwie sytuacje sam na sam. - Wiedzieliśmy, że jesteśmy lepsi, nie tylko na papierze. Jednak swojej wyższości nie potrafiliśmy udokumentować i długo drżeliśmy o rezultat.
Po przerwie szczypiorniści Ostrovii kontynuowali dobrą grę. Nie do powstrzymania był Krzywda, dobrze spisywali się Jakub Tomczak i Łukasz Jaszka. Po ich trafieniach przyjezdni prowadzili już 19:15. Miejscowi wzięli się za odrabianie strat, lecz razili nieporadnością. W kluczowych momentach nieocenioną rolę odegrał jednak Daniel Skowroński, najskuteczniejszy zawodnik ASPR-u. - Udzielały nam się nerwy - komentował "Ursus". - Świadomość, że jest to mecz o przysłowiowe cztery punkty nie ułatwiała zadania. Nieco na własne życzenie doprowadziliśmy do emocjonującej końcówki.
Rozstrzygnięcie zapadło w ostatnich dziesięciu minutach. Gospodarzy do boju poderwała informacja z... Zawiercia, gdzie również niepewny utrzymania Viret wysoko wygrywał z Czuwajem Przemyśl. Rozpoczął się koncert miejscowych. Tomasz Wasilewicz bronił jak w transie, a jego koledzy z pola znaleźli sposób na Damiana Krzywdę. Od stanu 25:26 ASPR zdobyła cztery bramki z rzędu. Zwycięstwo przypieczętował rzutem ze skrzydła Mateusz Stupiński. - Po wygranej Viretu stawka naszego spotkania jeszcze wzrosła - mówił Skowroński, który nie czuł się bohaterem. - Bohaterzy są na wojnie. W piłce ręcznej gra cała drużyna, łącznie z rezerwowymi, i każdy dokłada cegiełkę do sukcesu.
Pojedynek był ostry. Sędziowie aż 17 razy odsyłali zawodników na ławkę kar i pokazali dwie czerwone kartki. Iskrzyło się zwłaszcza w końcówce, lecz po meczu zawodnicy podziękowali sobie za walkę, a pretensje mieli tylko do arbitrów. Do dość kuriozalnej sytuacji doszło w ostatniej minucie, gdy na parkiecie przebywało zaledwie 10 zawodników.
Ostrowianie opuszczali boisko w minorowych nastrojach. Świętować mogli za to piłkarze z Zawadzkiego, którzy dzięki drugiemu zwycięstwu z rzędu awansowali (kosztem Ostrovii) na siódme miejsce. - Nie skupiamy się na pozycji w tabeli, tylko na kolejnym spotkaniu w Radomiu - powiedział trener ASPR-u Janusz Bykowski. - W I lidze każdy z każdym może wygrać. Nie zagraliśmy najlepiej, ale wyszarpaliśmy zwycięstwo. Moi zawodnicy muszą uwierzyć we własne możliwości i poradzić sobie z faktem, że coraz częściej są faworytem. Liczą się punkty, a nie styl. W tej klasie nikt nie prezentuje pięknego handballu. Skupia się jedynie na walce o dwa oczka.
ASPR Zawadzkie - KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski 30:27 (15:16)
ASPR:
Wasilewicz, Łuczyński - Krzyżanowski 4, Pawlak, Kryński 3, Stupiński 7, Skowroński 8, Szmal, Morzyk 1, Kalisz 4, Tatz 3. Trener Janusz Bykowski.
Ostrovia: Adamczyk, Bystram - Krzywda 10, Matiuk 2, Kierzek 1, Sobczak 3, Tomczak 4, Jedwabny 1, Jaszka 5, K. Dutkiewicz 1. Trener Paweł Rusek.
Sędziowie: Jarosław Budzianowski (Gliwice), Krzysztof Pytlik (Siemianowice Śląskie)
Kary:
ASPR - 22 min., Ostrovia - 12 min.
Widzów: 300.