Początek środowego spotkania stał pod znakiem licznych błędów i zmarnowanych sytuacji rzutowych. Zdecydowanie najjaśniejszą postacią pierwszych minut stojącego na bardzo niskim poziomie widowiska był Marcin Wichary, który popisał się kilkoma doskonałymi interwencjami. Niestety dla kibiców zgromadzonych w płockim obiekcie do poziomu reprezentacyjnego bramkarza nie potrafili dostosować się jego koledzy z zespołu. Grająca w dość eksperymentalnym składzie drużyna Wisły miała spore kłopoty ze zdobywaniem bramek, co spowodowało, że w 8. minucie Nafciarze przegrywali 4:2.
Podopieczni Larsa Walthera zdawali się być już myślami przy weekendowej potyczce z zespołem St. Petersburga, a w ich poczynaniach mnożyły się straty, niedokładne podania oraz cała masa niewymuszonych błędów technicznych. Jedynym sposobem na zdobywanie bramek okazały się rzuty karne skutecznie egzekwowane przez Kamila Syprzaka. To właśnie za ich sprawą płocczanie zdołali wyrównać, a następnie dwukrotnie objąć prowadzenie. Grający bez kompleksów szczypiorniści z Legnicy nie zamierzali jednak odpuszczać, dlatego też wynik wciąż oscylował wokół remisu.
Dopiero około 20 minuty spotkania gospodarze za sprawą niezwykle skutecznego tego dnia Syprzaka i Bostjana Kavasa zdołali objąć dwubramkowe prowadzenie (11:9). Wtedy też zawodnicy mazowieckiego klubu przejęli inicjatywę na boiskowymi wydarzeniami i sukcesywnie powiększali swoją przewagę, która na minutę przed końcem wynosiła już cztery bramki (16:12). W ostatnich minutach roztrwonili jednak część swojej bramkowej zaliczki i w konsekwencji schodzili przy stanie 17:14, a kibice, którzy zdecydowali się spędzić środowe popołudnie w Orlen Arenie mogli czuć się zdegustowani postawą zawodników swojego ukochanego zespołu.
Jako pierwszy w drugiej odsłonie pojedynku pomiędzy Wisłą, a Miedzią na listę strzelców wpisał się Paweł Piwko. Niestety dla niego i jego kolegów z zespołu kolejne trzy trafienia padły łupem zawodników naftowego klubu i to właśnie oni mogli cieszyć się z prowadzenia 20:15. Legniczanie, wśród których strzelecki prym wiedli skrzydłowy Andrzej Brygier i rozgrywający Paweł Gregor, mimo iż słabli w oczach to wciąż nie mieli zamiaru poddać się bez walki i z całych się starali się dotrzymać kroku nabierającym wiatru w żagle płocczanom. Podopieczni Marka Motyczyńskiego popełniali jednak coraz więcej błędów i tylko doskonałej postawie Daniela Janika, który kilkukrotnie zatrzymywał kontry Nafciarzy, mogli zawdzięczać fakt, że na kwadrans przed końcem przegrywali "zaledwie" różnicą ośmiu bramek (28:20).
W 47. minucie sędziowie przerwali grę na kilka chwil z powodu… rozlegającego się w Orlen Arenie gwizdu pochodzącego z nieznanego źródła i znacznie utrudniającego komunikację sędziów z zawodnikami. Problem został jednak jednak szybko rozwiązany, a szczypiorniści mogli wrócić do gry. Zaistniały incydent nie wpłynął jednak na obraz gry, a dominacja Nafciarzy stawała się z każdą upływającą minutą coraz bardziej zauważalna. Około 10. minut przed końcem płocko-legnickiej potyczki na boisku pojawił się Grzegorz Gomółka, dla którego był to debiut w niebiesko-biało-niebieskich barwach i w 58. minucie zapisał na swoim koncie pierwszą bramkę w PGNiG Superlidze. Ostatecznie Orlen Wisła Płock pokonała zespół z Legnicy 38:32, choć ich postawa pozostawiała wiele do życzenia.
Orlen Wisła Płock - Miedź Legnica 38:32 (17:14)
Orlen Wisła: Seier, Wichary- Olsen 5, Spanne 3, Wiśniewski 1, Gomółka 1, Syprzak 8, Kwiatkowski, Chrapkowski 5, Eklemović 2, Kavas 5, Dobelsek 2, Zołoteńko 1, Twardo 1, Paczkowski 4
Karne: 5/5
Kary: 2 minuty
Miedź: Kryński, Janik- Brygier 9, Piwko 1, Czuwara 1, Gregor 8, Bąk 3, Jarowicz 2, Koprowski, Skrabania 2, Wita 3, Achruk 3
Karne: 0/1
Kary: 4 minuty