Miejscowi szczypiorniści przystąpili do sobotniej potyczki mocno osłabieni - na kontuzje narzekali bowiem golkiper Rafał Ratuszniak oraz skrzydłowy Roman Baturin, od dłuższego czasu nieobecny był natomiast Michał Przybylski. Wąska kadra konecczan dała się we znaki już przed tygodniem w przegranym meczu z Czuwajem Przemyśl, jednak przed pierwszym gwizdkiem spotkania z Viretem, gracze z województwa świętokrzyskiego stawiani byli w roli zdecydowanych faworytów.
Pierwsze minuty rywalizacji nie zapowiadały sensacyjnego rezultatu. KSSPR dobrze rozpoczął spotkanie, jednak gracze Rafała Przybylskiego nie byli w stanie wypracować sobie kilkubramkowej przewagi. Przyjezdni wręcz natychmiastowo odpowiadali na trafienia gospodarzy, popłoch w szeregach defensywy siali Damian Biernacki oraz mający ponad dwa metry wzrostu Krystian Nowak.
Goście stopniowo poczęli uzyskiwać przewagę i po remisie 8:8 (16') w przeciągu kilku minut wypracowali sobie dwubramkową przewagę. Konecczanie mylili się zwłaszcza w prostych sytuacjach rzutowych, dodatkowo z minuty na minutę coraz skuteczniejszy w bramce był golkiper Viret. Tuż przed przerwą zawiercianie powiększyli swą przewagę i na przerwę zeszli prowadząc 17:13.
W drugiej części meczu gospodarze pomimo usilnych starań nie byli w stanie zagrozić dobrze grającym rywalom. Atutem szczypiornistów Viretu okazała się zwłaszcza długa i wyrównana ławka rezerwowych, co pozwalało opiekunowi zawiercian, trenerowi Markowi Kąpie na swobodne żonglowanie składem. Konecczanie z każdą minutą opadali natomiast z sił, a osłabieni brakiem Sebastiana Smołucha (w pierwszej części meczu doznał kontuzji kolana) nie stanowili poważnego zagrożenia z drugiej linii. Goście dowieźli prowadzenie do końcowego gwizdka, odnosząc w pełni zasłużone zwycięstwo.
KSSPR Końskie - Viret CMC Zawiercie 27:31 (13:17)