Michał Szyba: Byliśmy pod ścianą
Na parkiecie w Mielcu najważniejszy mecz roku rozegrają szczypiorniści Azotów Puławy. Michał Szyba wierzy w to, że jego zespół stać na sukces.
W pierwszym ćwierćfinałowym meczu puławianie przegrali w Mielcu różnicą pięciu trafień, choć jeszcze na kilkanaście minut przed końcową syreną wydawało się, że lada chwila dościgną rywala. Puławianom zabrakło jednak skuteczności, w trakcie meczu zmarnowali kilka rzutów karnych i mieli problemy z wykorzystywaniem czystych pozycji rzutowych, a świetną zmianę w bramce rywali dał Krzysztof Lipka.
- Teraz na pewno wyciągniemy wnioski z tego ostatniego meczu w Mielcu i będziemy walczyć o zwycięstwo do końca - zapewnia Szyba. To, że puławianie dobrze odrobili pracę domową po wyjazdowej porażce, widać było jednak już w sobotę w Puławach. Podopieczni Marcina Kurowskiego zagrali solidnie w obronie i konsekwentnie w ataku, pokonując rywala różnicą siedmiu trafień. Jeśli w decydującym starciu spiszą się podobnie, droga do półfinału może stanąć przed nimi otworem.
Przed decydującym starciem rozgrywającemu Azotów do hurraoptymizmu jednak daleko. Szyba doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jego drużynę stać na końcowy sukces, walka będzie się jednak toczyć do samego końca, a o finalnym rozstrzygnięciu może zadecydować jedna bramka. Spore znaczenie może mieć też przywilej własnego parkietu, jakim dysponują mielczanie, w tym sezonie na wyjeździe ze Stalą Azoty bowiem dwukrotnie przegrywały.
- Rywale na pewno przed ostatnim meczem mają lekką przewagę. Zagrają we własnej hali, którą zawsze wypełniają żywiołowo reagujący kibice. Myślę jednak, że po tym pierwszym ćwierćfinałowym meczu jesteśmy już z tym obiektem oswojeni i o końcowym wyniku decydować będzie dyspozycja dnia - przyznaje Szyba. - Przy takiej skuteczności, jaką zaprezentowaliśmy w sobotę, nie mamy się czym martwić.