Inaugurujący sezon pojedynek z ekipą Wojskowych zakończył się dla szczypiornistów Viretu CMC Zawiercie fatalnie. Zawodnicy ze Śląśka przegrali różnicą aż szesnastu trafień, jednak na przerwę schodzili z zaledwie trzybramkowym bagażem. - Mecz we Wrocławiu miał dwie odsłony. Pierwsza, pozytywna, trwała mniej więcej do 40' minuty. Graliśmy dobrze, cały czas trzymaliśmy dystans z rywalem, a ci młodzi chłopcy z Zawiercia nie przestraszyli się kandydatów do awansu. Zgubiła nas jednak skuteczność w stuprocentowych akcjach - w pierwszej połowie Sergiusz Zagała nie rzucił trzech takich akcji - stwierdził szkoleniowiec Viretu, Ryszard Jarząbek.
W jego ocenie o wyniku pojedynku zadecydowało końcowe dwadzieścia minut meczu, w którym Viret dobili byli gracze Gwardii Opole Bogumił Baran i Przemysław Zadura. - Nie mogliśmy sobie z nimi kompletnie poradzić. Bardzo dobrze grał zwłaszcza Baran, u nas zaczęły się też dwuminutowe wykluczenia i czasem graliśmy nawet w dwuosobowym osłabieni. Nie starczyło nam wiary, chłopcy stanęli i stąd tak wysoki wynik - uważa Jarząbek.
Szansę zmazania plamy z Wrocławia zawiercianie otrzymają w sobotę, gdy na własnym parkiecie podejmą KSSPR Końskie. - Gramy u siebie, a u siebie mamy wygrywać ze wszystkimi. Mamy młody zespół, Końskie to zdecydowanie bardziej doświadczeni gracze, jednak nastawiamy się na walkę i zwycięstwo. Najważniejsze, że chłopcy nie są przygnębieni porażką - wyznaje opiekun Viretu.
Szczypiorniści z Zawiercia wydają się faworytem sobotniego spotkania. W minionym sezonie dwukrotnie okazali się lepsi od zespołu z Końskich, najpierw wygrywając 35:32 na własnym terenie, by w marcu wywieźć cenne zwycięstwo z parkietu rywala (31:27).