W środowy wieczór Siódemka Miedź nieoczekiwanie ograła 25:21 na wyjeździe trzecią dziś siłę PGNiG Superligi, czyli Azoty Puławy. Ogólnopolskie media są zgodne. Wynik konfrontacji określają najczęściej "sensacją". Czy trener legniczan Marek Motyczyński sam liczył na sukces w Puławach?
- Byłem pewny, że powalczymy - ucina temat doświadczony szkoleniowiec. - Wygraliśmy dzięki świetnej grze w obronie, fantastycznej postawie bramkarzy, ale również dlatego, że popełniliśmy tylko siedem błędów własnych. Poprawiliśmy też skuteczność rzutową. Nie daliśmy pograć gospodarzom. Zmuszaliśmy ich do nieprzygotowanych rzutów. Tak naprawdę w Puławach rozegraliśmy już trzeci z rzędu dobry mecz. Z Lubinem zabrakło trochę szczęścia. Z Chrobrym i Azotami wychodziło na parkiecie tak, jak planowaliśmy - mówi Motyczyński.
Zdaniem Motyczyńskiego Azoty z pewnością nieco zlekceważyły jego zespół. - W pierwszej rundzie w Legnicy trochę nas rozjechali, bo wygrali siedmioma bramkami. W środę siedmiu bramek to puławianie nie zdobyli w całej drugiej połowie - nie ukrywa satysfakcji.
Satysfakcji podwójnej? - Tak. Nie będę mówił, że te punkty nie smakują mi szczególnie. To taka moja mała zemsta na Azotach. Ale nie popadajmy w paranoję. Wszystko należy rozpatrywać w kategorii sportowej satysfakcji - kończy Motyczyński.
Przypomnijmy, że latem 2009 roku po kilkunastu latach pracy we Francji, Marek Motyczyński wrócił do kraju, bo dał się skusić prezesowi Azotów Jerzemu Witaszkowi, który złożył mu ofertę pracy. Szkoleniowiec nie był jednak w stanie znaleźć z nim wspólnego języka i po niespełna sześciu miesiącach opuścił Puławy.
- Trudno się pracuje w klubie, w którym prezes uważa, że zna się na szczypiorniaku lepiej niż trener i próbuje ingerować w ustalanie składu - opowiadał później Marek Motyczyński.
Marek Motyczyński: To moja mała zemsta na Azotach
- Świetna gra w obronie i fantastyczna dyspozycja bramkarzy były kluczem do sensacyjnego zwycięstwa w Puławach - twierdzi szkoleniowiec piłkarzy ręcznych Siódemki Miedź Marek Motyczyński.