Paweł Skwarło: Co Cię skłoniło do przeprowadzki do Puław? Czy miałeś jakieś inne oferty i dlaczego wybrałeś akurat Azoty?
Łukasz Kandora: To długa historia. Po wywalczeniu awansu ze Stalą Mielec byłem pewny, że nadal będę reprezentował barwy tego klubu. Gdy było coraz bliżej okresu przygotowawczego zarząd klubu zmienił zdanie...i tak w kółko. Zacząłem więc szukać sobie nowego klubu. Nie było na to dużo czasu. Miałem ofertę ze Śląska Wrocław i Azotów Puławy. Wybrałem tą drugą drużynę głównie dlatego, że będę grał w ekstraklasie i podwyższał swój poziom sportowy.
Jakie masz plany związane z grą w Puławach? Chcesz się wiązać na dłużej, czy ma to być tylko "przystanek" w Twojej karierze?
- Przyjęty do drużyny zostałem w bardzo sympatyczny i miły sposób. Od początku całe to środowisko zachowywało się profesjonalnie. Jest kilku nowych zawodników na pewno będziemy chcieli udowodnić, że nie przypadkiem trafiliśmy do tej drużyny. A co dalej? Tego nigdy nie wiadomo.
Czy chodzą Ci po głowie myśli o otrzymaniu powołania od Bogdana Wenty?
- Każdy o tym marzy. Każdy gra po to, żeby jego praca została nagrodzona. A najlepszym wyróżnieniem jest gra z orzełkiem na piersi. Ja też o tym marzyłem i nadal myślę, ale z drugiej strony mam świadomość swojego poziomu gry oraz tego jak wielu utalentowanych mamy zawodników. Tylko najlepsi grają w kadrze narodowej i należy tylko dążyć do doskonałości.
Pozostańmy jeszcze w temacie reprezentacji. Jak oceniasz występ naszych szczypiornistów w Pekinie?
- Wiele osób uważa występ piłkarzy ręcznych za nieudany. Ja jestem innego zdania. To, że po tylu latach w końcu zaistnieliśmy na Igrzyskach Olimpijskich jest już dużym osiągnięciem. Sport rządzi się swoimi prawami i nie można powiedzieć, że Polacy musieli zdobyć medal. Każdy mógł go zdobyć. A że wyszło tak, a nie inaczej to już inna historia. Na pewno polscy reprezentanci robili wszystko jak najlepiej, żeby wygrać każdy mecz.
Jesteś absolwentem Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Przypomnijmy kibicom początki Twojej sportowej kariery.
- Przygoda jak w większości zaczęła się w szkole podstawowej. Dowiedziałem się o naborze do drużyny sportowej. Nie znalem tylko rodzaju tego sportu. Od razu spodobał mi się ten sport. Dowodem na to może być chociażby fakt, że gram do dziś. Pobyt w SMS-ie wspominam ciekawie i sympatycznie. Wiadomo, że początki były trudne, ale z czasem było coraz lepiej. Dużo dało mi samodzielne życie, wiele się nauczyłem, kształtowałem charakter, a przede wszystkim rozwijałem się sportowo.