Sobotnie spotkanie miało dla obu ekip kluczowe znaczenie, po ośmiu kolejkach Zagłębie miało bowiem na swoim koncie trzy, a KPR cztery zdobyte punkty. Ten, w czyje ręce wpadłby komplet oczek, mógł liczyć na chwilę oddechu.
Początek meczu z obu stron był spokojne, a gra toczyła się w rytmie bramka za bramkę. Miedziowi wyższy bieg wrzucili dopiero pod koniec pierwszej części gry, w ciągu dziesięciu minut budując sobie zaliczkę opiewającą na pięć trafień. Po przerwie obie drużyny wróciły do korzystnej dla gości wymiany ciosów, którą jako pierwsi ponownie przerwali lubinianie, ugruntowując swoją przewagę. Podopieczni Jarosława Cieślikowskiego i Marcina Smolarczyka w samej końcówce rzucili się jeszcze do odrabiania strat, celu sięgnąć jednak nie zdołali.
- Rywale w ostatnich minutach włączyli wyższy bieg. Zaczęli nas szybko kontrować i odrabiać straty, co wynikło także z tego, że dostaliśmy sporo kar pod sam koniec meczu. Ostatecznie udało się nam jednak zwyciężyć - nie kryje Gumiński w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Miedziowi wygrali różnicą dwóch trafień, sukces mógł być jednak bardziej okazały. - Przez całe spotkanie byliśmy drużyną lepszą. Rozegraliśmy naprawdę dobry mecz, zarówno w ataku, jak i w obronie. W samej końcówce zabrakło nam tylko trochę zimnej krwi. Gdyby nie to, wynik byłby pięcioma bądź sześcioma bramkami na naszą korzyść. Ten mecz był naszym przełamaniem, jeśli chodzi o ten sezon - kończy skrzydłowy Zagłębia.