Nie można wiecznie robić tego samego - rozmowa z Pawłem Białym, prezesem Gaz-System Pogoni Szczecin

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Paweł Biały podjął decyzję o zawieszeniu butów na przysłowiowym kołku. W wywiadzie, którego udzielił na łamach portalu SportoweFakty.pl zdradził kilka naprawdę intrygujących wątków w swojej karierze.

Krzysztof Kempski: Po ostatnim meczu z Azotami Puławy zapowiedział pan zakończenie swojej kariery sportowej. Rozumiem, że zdania pan nie zmienił?

Paweł Biały: Tak. Zdecydowanie tak. Zupełnie co innego, gdybym był temu zespołowi potrzebny i grał te czterdzieści minut na parkiecie, a takie wejście na 5-10 minut to jest fajne dla młodego zawodnika a nie na moje zdrowie. Sam czuję, że jest to już ten moment, w którym nie jestem aż tak potrzebny temu zespołowi. Mam nadzieję, że jeszcze troszeczkę pomogę, ale nie mam też takich odczuć, że coś się kończy. Jestem z chłopakami. Mam nadzieję, że stworzymy wspaniały zespół i będziemy wspólnie pracować. Na treningach na pewno będę się pokazywał, natomiast trzeba dać szansę następnym osobom.

Następnym, czyli tym młodym?

- Tak. Niemniej jednak dużo zależy też od budżetu, bo jeżeli będzie on nam pozwalał na to, byśmy porobili wzmocnienia to będziemy je realizować. Już przychodzą do nas juniorzy, którzy bardzo fajnie wyglądają. Mają ambicję, siła zaś przyjdzie z czasem. Wiadomo, że doświadczenie trzeba będzie zdobyć, ale najważniejsze w tym momencie są: charakter i talent.

Paweł Biały przyznał, że miał propozycje z zagranicy
Paweł Biały przyznał, że miał propozycje z zagranicy

Jak się rozpoczęła pana kariera sportowa?

- Myślę, że całkiem standardowo. Brat grał w piłkę ręczną. Ja też musiałem pójść do jakiejś tam klasy sportowej. Poszedłem na piłkę ręczną. Grałem potem w juniorach. W Szczecinie była wieczna rywalizacja pomiędzy Kusym a Pogonią. Ok. 17. roku życia miałem już swoje pierwsze występy. Pamiętam swój pierwszy mecz z Kielcami. Rafał Bernacki stał wtedy w bramce. To był wówczas najlepszy bramkarz w Polsce. Mój pierwszy rzut ze skrzydła w lidze to był wkręt na głowę, bo nie wiedziałem co zrobić. Potem, żeby sobie pomóc, te techniczne rzuty wypadało doskonalić. Taki był początek. Później spadliśmy do pierwszej ligi, ale graliśmy tam tylko przez rok.

Moje cały życie było praktycznie związane z Pogonią. Przez rok grałem w Lubinie. Miałem też parę propozycji z zagranicy, ale ostatecznie nie zdecydowałem się wyjechać. Być może teraz czasami troszkę serce boli, bo propozycje z Niemiec, z Francji, na pewno bardziej by mnie spozycjonowały jako zawodnika. Z drugiej jednak strony być może pewnych innych rzeczy by nie było.

Rozumiem, że pana wybór od razu padł na piłkę ręczną i innej możliwości nie było?

- Jak ktoś jest młody to wiadomo, że kierują nim rodzice lub rodzeństwo. Tak samo mogłem wybrać, szczerze mówiąc, koszykówkę albo inny sport. Tak wyszło, a potem, jak się w coś brnie i zaczyna to cieszyć i przynosi sukcesy, to już w ogóle jest rewelacja. Mieliśmy fajnych trenerów, fajną grupę. Rodzina mnie wspierała, brat był idolem. Nie sposób było się stamtąd "wykręcić" (śmiech).

Pozycja skrzydłowego, na której gra pan do chwili obecnej, to od początku była ta, od której pan zaczynał?

- Nie, ja byłem rozgrywającym, ale życie wszystko zweryfikowało. Bez rzutu z tyłu, a takiego rzutu nigdy nie posiadałem, nie da się na niej grać. Wolałem grać ze zwodem, na jakimś tam cwaniactwie i sprycie. Liczyła się bardziej technika. Nie było innego wyjścia. To też jest ważne: ja dopiero w lidze zacząłem grać na skrzydle. Dopiero od 17. roku zacząłem na niej trenować, a że nie potrafiłem rzucić bramki to zostawałem po treningach i jeszcze tę godzinę, dwie trenowałem sam. Jak się nie miało 5-6 lat gry na tej pozycji, to trzeba było to nadrobić. Udało się. Kontynuując ten wątek, to trzeba przyznać, że rzuca pan opierając się głównie o technikę, co już nie raz udowadniał pan w meczach ligowych.

- Trzeba też przyznać, że ja nie mam jakichś tam niesamowitych warunków fizycznych, jeżeli chodzi o skoczność. Jeżeli są tacy zawodnicy, to te bramki mogą zdobyć trochę prościej, a jeżeli są i skoczni, i techniczni, to już w ogóle jest rewelacja. Ja takich warunków fizycznych nie miałem, więc bardzo często te braki niwelowałem techniką.

Jest jakiś moment w pana karierze, który wspomina pan z wielkim sentymentem?

- Wszystkie momenty są dla człowieka budujące. Było wiele takich, na które możemy teraz spojrzeć i powiedzieć, że dawno powinny się skończyć, że np. ten klub mógłby się skończyć. Było wiele momentów niebezpiecznych, wiele szczęśliwych, ale i wiele rozczarowań. Obecnie widzę przy nas mnóstwo kibiców, dziennikarzy, na nasze mecze przychodzą całe rodziny. Mamy 10 tysięcy ludzi na facebook'u. To oznacza, że tyle osób się nami jakoś tam interesuje. To mnie chyba w tej chwili cieszy najbardziej, ale może też dlatego, że jestem tu, gdzie jestem.

Prezes Gaz-System Pogoni stwierdził, że po zakończeniu kariery jego praca w klubie niewiele się zmieni
Prezes Gaz-System Pogoni stwierdził, że po zakończeniu kariery jego praca w klubie niewiele się zmieni

Rozumiem, że teraz pozostanie pan już tylko,a może i aż prezesem, który za zadanie postawi sobie jeszcze większą profesjonalizację tego klubu?

- Niewiele się zmieni. My wszyscy poświęcamy tyle swojego wolnego czasu i pracy, że to, że nie będę grał, nie znaczy, że coś nagle pójdzie do przodu. Uważam, że my wszyscy w tym klubie pracujemy na 100 proc. Oczywiście pewne rzeczy nie wychodzą, bo to jest normalne. Uczymy się. Pierwszy raz byliśmy w ekstraklasie. Co innego grać tutaj, a czym innym jest prowadzić taki klub. Poza tym, ja będę musiał trochę potrenować, bo za chwilę przybiorę na wadze (śmiech). Trzeba o siebie dbać, sport na pewno nie będzie mi obcy.

Są jeszcze "Oldboje Szczecin".

- Nie. Na razie dziękuję. Mam takie problemy z Achillesami, że każdy mój występ to są dwa-trzy dni leczenia. Dlatego też, każde 5-10 minut, które ja tutaj zagram to potem okupuję dużym wysiłkiem następnego dnia. Taki jest jednak sport. W ostatnim naszym meczu ze Stalą widziałem Chodarę, który też ma problem z Achillesem. Już w 40. minucie go chłodził, więc myślę, że on mnie akurat bardzo dobrze rozumie. Przypomniałem sobie tę moją kontuzję, która była jedną z najważniejszych w moim życiu i ona, można powiedzieć, bardzo dużo zepsuła, bo po niej nie mogłem już wrócić fizycznie, ale chciałem zagrać. Chciałem jeszcze, po tylu latach, wystąpić w tej Superlidze i zobaczyć, co jeszcze potrafię. Na razie nie jest źle, ale myślę, że to już jest ten czas, kiedy trzeba podziękować. Tak jak powiedziałem, cieszę się z tego co było. Nie można wiecznie robić tych samych rzeczy.

Jest coś czego można panu na koniec tej kariery życzyć szczególnie mocno?

- Chciałbym życzyć sobie, byśmy mieli z tego, że budujemy ten klub jeszcze wiele radości, żeby tych sponsorów było coraz więcej, byśmy mieli też ten spokój pod względem sportowym. To, że obecnie fajnie gramy, nie znaczy, że bez ciężkiej pracy będzie tak cały czas. Mam nadzieję, że nie popełnimy jakichś błędów, gdzie potem będziemy się denerwować. Życzę tego, by ten klub dalej się rozwijał. To jest moje marzenie, ale myślę, że także wszystkich w tym zespole. Przewinęło się przez niego ok. 50 osób, zanim osiągnęliśmy to, co mamy obecnie. To też pokazuje, jaką pracę trzeba było wykonać, ile było rozczarowań, ile sukcesów. Z tego miejsca mogę wszystkim podziękować, bo chłopacy naprawdę w to wierzyli. Bez tej wiary teraz byśmy nie mogli walczyć z tymi najlepszymi.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)