Ekipa ze stolicy Lubelszczyzny czeka na powiększenie dorobku punktowego już ponad cztery miesiące. Fatalnej serii gier nie udało się przełamać Akademikom przed tygodniem, gdy w debiucie nowego szkoleniowca (Jakub Ignaszewski zastąpił Mieczysława Grandę) przegrali na własnym parkiecie z Zagłębiem Sosnowiec. - W 21. minucie prowadziliśmy jeszcze jedną bramką, w 24. był remis, ale ostatnie pięć minut pierwszej połowy rywale odjechali nam na cztery bramki - relacjonował po końcowej syrenie nowy trener AZS-u UMCS. Lublinianie przegrali ostatecznie 22:27.
Ignaszewski pomimo niepowodzenia w swym debiucie nie był zawiedziony postawą swojej drużyny. - Rywale byli od nas zdecydowanie lepiej przygotowani kondycyjnie i dopóki chłopaki mieli "świeże" głowy i jeszcze mieli siły to grali zespołowo. Jak przyszło zmęczenie, to Zagłębie nam odskoczyło - mówił. To właśnie gorsze przygotowanie fizyczne i proste błędy w ataku pozycyjnym zadecydowały o porażce AZS-u. - Z tego co liczyłem dostaliśmy osiem kontr bezpośrednich, a my żadnych nie wyprowadziliśmy. To zrobiło wynik - dodał.
Przed kolejnym starcie ligowym młody szkoleniowiec starał się szukać pozytywów. - Plusy też są, bo w defensywie zagraliśmy dobre zawody. Rywale naprawdę mieli spore problemy w ataku pozycyjnym - podkreślał. Rzeczywiście, w obronie Akademicy tak dobrze w tym sezonie jeszcze nie grali, a 27 straconych bramek to na razie najlepszy wynik zespołu.
Ignaszewski liczy, że jego gracze dobrą postawę w defensywie powtórzą w sobotnim meczu w Świdnicy. - Jeśli morale zespołu nie spadnie, to myślę że z tygodnia na tydzień będziemy grali coraz lepiej - kończy. To właśnie w rywalizacji z Szarym Wilkami lublinianie zdobyli jedyne jak na razie punkty na pierwszoligowych parkietach. W sobotę przełamią złą passę i rozpoczną pogoń za resztą stawki?