Zdecydowanym faworytem była drużyna przyjezdna, która zwyciężyła w pierwszej potyczce 33:25. Jedynie niepoprawni optymiści wierzyli w to, że w rewanżu może być inaczej. Okazało się, że mieli rację. - Wydarzyło się coś niesamowitego, odczuwamy ogromną radość. Dziękujemy kibicom, że w końcówce nas mocno dopingowali, co bardzo nam pomogło - powiedziała Agnieszka Leśniak, która na pięć rzutów karnych wykorzystała cztery.
Pierwsza połowa, zakończona wynikiem 12:17 nie zapowiadała takiego zwrotu wydarzeń i zaciętej końcówki. Podopieczne Bożeny Karkut były po prostu lepsze, a do tego Olimpia-Beskid nie mogła pochwalić się dobrą skutecznością rzutów. Po zmianie stron też zmarnowała kilka dogodnych okazji, ale za to dużo lepiej zagrała w obronie.
Większość drugiej części sądeczanki goniły wynik i w 55. minucie dopięły swego. Gola na wagę remisu rzuciła Anna Maślanka, a dwa kolejne trafienia Pauliny Masnej i Katariny Dubajovej sprawiły, że sensacja stała się faktem. - Lubimy trzymać kibiców w napięciu. W końcu po to jest mecz, by się nim emocjonować, tym co robimy na boisku. Rywalki przeważały, ale widać że sporcie czasem sytuacja zmienia się, jak w kalejdoskopie - zauważyła skrzydłowa.
Szczypiorniski z Nowego Sącza wciąż mają szansę na medal, a nawet tytuł mistrzowski. Droga do tego jest bardzo długa i wiedzie między innymi przez Lubin. Aby dalej marzyć o wielkim sukcesie, będzie trzeba wygrać tam w sobotę. - Cieszymy się niezmiernie i na pewno będziemy walczyć do końca, damy z siebie wszystko. Nastawiamy się bojowo - zapewniła Leśniak.