Maciej Kmiecik: Nie mogłeś w sobotę zagrać przeciwko Niemcom z uwagi na kontuzję barku. Jak ogląda się tak emocjonujący mecz z boku?
Bartłomiej Jaszka: Znacznie trudniej niż będąc samemu na boisku. Słychać chyba po moim ochrypniętym głosie, ile dałem z siebie podpowiadając z boku kolegom. Zdecydowanie jednak wolę być na boisku i mieć wpływ na wydarzenia w trakcie meczu niż oglądać go z trybun. Bardzo przeżywałem grę kolegów. Stres jest zdecydowanie większy, ale co zrobić. Kontuzjowany bark nie pozwolił mi na grę.
[ad=rectangle]
Jak oceniasz zwycięstwo 25:24? Starczy w kontekście rewanżu?
- Wynik jest w porządku. Zawsze lepiej wygrać chociaż jedną bramką niż zremisować czy przegrać. W tym meczu wszystko się mogło zdarzyć, a ostatecznie zwyciężyliśmy nieznacznie. Przed nami tydzień intensywnej pracy i analizy, by wyciągnąć wnioski z tego, co zrobiliśmy źle w pierwszym meczu. Trzeba podejść do rewanżu w Niemczech tak samo jak do tego pojedynku w Gdańsku. Sprawa awansu jest otwarta. Niemcy przyjechali też walczyć do Polski i wywożą jednobramkową porażkę.
Przyznasz, że można było się spodziewać wyniku na styku i raczej trudno było się spodziewać jakiegoś okazałego zwycięstwa przy tak wyrównanych drużynach?
- Oczywiście, wiadomo było, że tutaj nikt nie odpuści i będzie walka o każdą bramkę. Nawet kiedy Niemcy prowadzili w pierwszej połowie różnicą pięciu trafień, wiedziałem, że wrócimy do gry. Zawsze gramy do końca, podobnie zresztą jak Niemcy. Oni też, nawet gry odrobiliśmy straty i wygrywaliśmy trzema bramkami, nie odpuścili i wykorzystali nasze błędy w ataku. Tak to już jest, że rywal potrafi skrzętnie wykorzystać każdy błąd.
Zmiana defensywy z wysuniętym Adamem Wiśniewskim była chyba w ogóle kluczem do tego, by wrócić do gry?
- Na pewno obrona 5-1 pokrzyżowała trochę płynność gry Niemcom. Zmiana defensywy było niewątpliwie dobrym posunięciem ze strony naszego trenera. Wybiło to z rytmu Niemców, a my wyprowadziliśmy kilka szybkich ataków.
Jak z twoim zdrowiem? Jest szansa, że wystąpisz w rewanżu w Magdeburgu?
- To się dopiero okaże. Ciężko coś więcej na razie powiedzieć.
A czujesz się lepiej?
- Z moim barkiem jest trochę lepiej. Na razie nie przesądzam o tym, czy będę w stanie zagrać w rewanżu. Okaże się to pewnie w ostatniej chwili.
Zdrowie, zdrowiem, a z drugiej strony forma. Nie obawiasz się, że po takiej przerwie bez treningów będzie brakowało ci rytmu meczowego?
- Na razie za wcześnie, by o tym mówić. Zobaczymy, jak będę się czuł i co zadecydują lekarze.
Jakiego meczu spodziewasz się w Magdeburgu? Grałeś tam nie raz z Fuchse Berlin, więc wiesz jaka atmosfera panuje w tamtejszej hali?
- Spodziewam się bardzo ciężkiego boju w niezwykle gorącej atmosfery. Faktycznie grałem w Magdeburgu z Berlinem i zawsze miejscowi mogą tam liczyć na ogromne wsparcie publiczności. Teraz pewnością będzie podobnie, tym bardziej, że Niemcy są ze swoją reprezentacją zawsze i liczą na awans. My mieliśmy także znakomitą pomoc polskiej publiczności, która niosła nas w Ergo Arenie. Kiedy z kolei atakowali Niemcy, a nasi kibice zaczęli gwizdać, tupać i krzyczeć, to aż ciarki przechodziły mnie po plecach. Jesteśmy przyzwyczajeni do gry przy pełnych trybunach w gorącej atmosferze. Losy awansu rozstrzygną się na boisku, a nie na trybunach.
Można powiedzieć, że piłka ręczna staje się taką dyscypliną sportu jak siatkówka, która od lat gromadzi pełne hale?
- Jak najbardziej. Polscy kibice są wspaniali. Zawsze dopisują na naszych meczach, trzymają za nas kciuki i wierzą do końca. Ich doping jest cudowny, atmosfera na naszych meczach jest rewelacyjna. Polscy fani są ósmym zawodnikiem na boisku. Dziękujemy im za to, bo są z nami na dobre i na złe. Zawsze możemy na nich liczyć.