Gracze Gaz-System Pogoni Szczecin walczyli w sobotę nie tylko z Vive Tauronem Kielce, ale i z własnymi słabościami. Co ciekawe jednak, bardzo dużo słabych punktów było tego dnia po stronie mistrzów Polski. Czternastka zawodników do ostatnich sekund męczyła się z zaledwie 11-osobowym składem, jaki predestynował do gry Rafał Biały. O mały włos a doszłoby do sporej niespodzianki. - Na pewno tak. Przyjechaliśmy tu po zwycięstwo. Jest ta wygrana, ale po ciężkim boju. Trzeba wyciągnąć z tego wnioski - krótko odpowiedział Michał Jurecki.
[ad=rectangle]
Popularny "Dzidziuś" przyznał jednak, że spodziewał się w Szczecinie tak ciężkiej przeprawy. - Pierwsze mecze sezonu zawsze są bardzo ciężkie z tego względu, że nie wiadomo w jakiej my jesteśmy dyspozycji a w jakiej przeciwnik. Trzeba przyznać, że też nie wiemy zbyt dużo o tym rywalu, bo to są na razie pierwsze spotkania. Zbyt dużo materiału do analizy nie mieliśmy - dodał sam zainteresowany.
Po zakończonym spotkaniu właśnie Jureckiego można uznać za swoistego rodzaju bohatera kielczan. W 52. minucie podwyższył prowadzenie swojej drużyny do dwóch oczek (28:26). Kluczem do zwycięstwa okazała się jednak akcja z ostatnich kilkudziesięciu sekund. Przy stanie 31:30 dla Vive Pogoń wyprowadzała szybką kontrę. Lewy rozgrywający znalazł się jednak w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. Przejął podanie i sam dokończył dzieła. W tym momencie szczecinianie wiedzieli, że jest już po meczu. - Tak, akurat udało mi się rzucić kilka ważnych bramek. Gra jednak cała drużyna, razem wygrywamy, razem przegrywamy - stwierdził skromnie rodowity kościanin.
Zapytany na koniec o zbliżającą się wielkimi krokami rywalizację w elitarnej Lidze Mistrzów i szansach Vive na poprawienie zeszłorocznego wyniku, odpowiedział. - Na razie nie myślimy o Lidze Mistrzów. Skupiamy się na drużynie z Wągrowca. To jest nasz najbliższy cel. Potem są jeszcze inne mecze, a na analizę i przygotowanie taktycznie do spotkań w Lidze Mistrzów przyjedzie jeszcze czas - rzucił podsumowująco 30-latek.