To nie było to Vive Tauron Kielce, jakiego spodziewali się zobaczyć przybyli na inaugurację sezonu 2014/2015 w Grodzie Gryfa kibice. Nikt z drużyny mistrzów Polski nie zamierzał przy tym ukrywać, że zwycięstwo było bardzo szczęśliwe. - Tak naprawdę zagraliśmy katastrofalnie od samego początku, praktycznie do samego końca. W ostatniej minucie meczu mieliśmy trochę szczęścia, bo prowadziliśmy jedną bramką. Naszemu zawodnikowi udało się przechwycić piłkę i dopiero wtedy odskoczyliśmy na bezpieczne dwa oczka - przyznał zaraz po meczu Tomasz Rosiński.
[ad=rectangle]
- Na pewno nie tak sobie wyobrażaliśmy początek tego sezonu w lidze. Trzeba będzie z tego meczu wyciągnąć odpowiedni wnioski, jeszcze raz skrupulatnie obejrzeć wideo i popracować nad tym, co zrobiliśmy źle. Błędów było co niemiara - stwierdził bez ogródek sam zainteresowany.
Co ciekawe, decydujące okazało się być wejście w końcówce Michała Jureckiego. To właśnie on najpierw wyprowadził gości na dwubramkowe prowadzenie, a potem w najważniejszym momencie przypieczętował końcowy sukces Vive. - Takie było założenie trenera. Obojętnie co by się nie działo po prostu cały skład jest wymieniany po 15 minutach. Akurat jemu "siadło", pociągnął w końcówce grę naszego zespołu i dzięki temu szczęśliwie wygraliśmy - potwierdził "Rosa".
Rozgrywający zapytany, jaki wpływ na przebieg widowiska miała szersza ławka Vice Tauronu, odpowiedział. - Pogoń pokazała, że nie trzeba grać po piętnaście minut, tak jak my. Sześćdziesiąt minut też są w stanie zagrać i tak naprawdę bez żadnego zmiennika. To jest na pewno dobra lekcja dla nas. Na pewno jesteśmy trochę zaskoczeni takim przebiegiem meczu, bo nie tak sobie wyobrażaliśmy początek sezonu. Przyjechaliśmy z innym nastawieniem, ale coś w nas pękło, dlatego wyglądało to tak, jak wyglądało - zakończył 30-latek.