Stawka pojedynku najlepszej polskiej drużyny z wicemistrzem Węgier była bardzo wysoka. Kielczanie chcieli przede wszystkim przypieczętować pierwsze miejsce w grupie D, z kolei ich rywale liczyli, że uda im się we własnej hali przerwać zwycięską passę Vive, a co za tym idzie zachować szanse na wyprzedzenie podopiecznych Talanta Dujszebajewa w tabeli. Nie przypadkowo sobotni pojedynek okrzyknięto hitem 8. kolejki Ligi Mistrzów. - Od początku wiedzieliśmy, że z Pick rywalizować będziemy o 1. miejsce w grupie. To nasz najgroźniejszy rywal. Nie widzę innej możliwości niż wygrana - mówił przed meczem trener kielczan.
[ad=rectangle]
Spotkanie, które od początku toczyło się w bardzo szybkim tempie, lepiej rozpoczęli mistrzowie Polski, którzy w 4. minucie prowadzili już 3:1. Świetnie w wykonaniu Vive wyglądał zwłaszcza atak pozycyjny, doskonale funkcjonowała także defensywa. Węgrzy nie zamierzali jednak odpuszczać, stąd też na placu gry nie brakowało twardej walki. Największe zagrożenie pod kielecką bramką stwarzał Rajko Prodanović. Mimo to, w 10. minucie goście wciąż utrzymywali dwubramkowe prowadzenie (6:4).
Pick po nieco słabszym okresie opanował w końcu sytuację, poprawiło grę w obronie i, jak się wydawało, podjęło próbę odrobienia skromnej straty. Widowisko na moment wyrównało się, spadło również szybkie tempo narzucone w pierwszych minutach. W decydujących momentach górę brało jednak doświadczenie podopiecznych Talanta Dujszebajewa. W efekcie po kwadransie meczu mistrzowie Polski prowadzili 8:5, a zaniepokojony trener gospodarzy poprosił o czas.
Vive grało bardzo konsekwentnie, "punktowało rywali", korzystając z ich błędów. Dużo pomagał również Marin Sego. Zawodnicy drugiej linii byli nie tylko skuteczni, ale i bardzo efektowni w swoich poczynaniach. Świetne asysty zaliczali Grzegorz Tkaczyk oraz Krzysztof Lijewski. W 22. minucie z dobrej strony pokazał się polski bramkarz Picku, Piotr Wyszomirski, który obronił rzut karny egzekwowany przez Denisa Bunticia, a potem zaliczył jeszcze kilka znakomitych obron.
Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy Vive miało cztery gole przewagi (12:8) i choć wynik nie gwarantował jeszcze sukcesu, to z postawy kielczan można było być bardzo zadowolonym. "Płaska" defensywa 6-0 bardzo utrudniała życie zawodnikom z Szeged. Do szatni obie siódemki schodziły ostatecznie przy wyniku 11:14. Mógł być on jeszcze lepszy, gdyby w ostatnich sekundach Wyszomirski nie zatrzymał Mateusza Jachlewskiego w sytuacji sam na sam.
Drugą odsłonę kielczanie rozpoczęli fatalnie. Zmotywowani gospodarze ruszyli do ataku. Po dwóch trafieniach Zsolta Balogha Pick zmniejszyło straty do zaledwie jednego gola (13:14). W 35 minucie Szabolcs Zubai doprowadził do remisu (15:15), a chwilę później Jonas Kallman dał Węgrom pierwsze prowadzenie. Po 6. minutach drugiej połowy gospodarze zdobyli sześć, a kielczanie jedną bramkę. Miedzy słupkami w polskiej ekipie bardzo szybko pojawił się w miejsce Marina Sego - Sławomir Szmal.
Gospodarze zafundowali żółto-biało-niebieskim istny nokaut i sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Teraz to Vive musiało gonić rozpędzonych rywali, którym wróciła wiara w zwycięstwo. Proste błędy, które zaczęli w defensywie popełniać mistrzowie Polski, były aż nadto rażące. Prawdziwa zmorą był dla przyjezdnych fenomenalny Piotr Wyszomirski. W 41. minucie wynik brzmiał 20:17 dla Węgrów. Podopiecznym Talanta Dujszebajewa pozostało niespełna 20 minut aby ponownie odwrócić losy pojedynku.
Madziarze z każdą upływająca chwilą grali coraz efektowniej, wychodziło im niemal wszystko. Wysoka obrona paraliżowała poczynania kielczan, którzy chyba nie mogli się pozbierać po tym co wydarzyło się po zmianie stron. Na 10 minut przed ostatnią syreną na tablicy świetlej było 23:20 dla gospodarzy. Pojedynek nie był jednak rozstrzygnięty. Pewien sygnał do walki dał jeszcze doświadczony Sławomir Szmal. W 54. minucie strata Vive wynosiła dwa gole różnicy (24:22).
Kiedy chwilę później na listę strzelców wpisał się Michał Jurecki kielczanie złapali w końcu kontakt z rywalem. Ostatnie fragmenty były niezwykle dramatyczne. Do remisu zdołał doprowadzić w 57. minucie Zeljko Musa i emocje rozpoczęły się od nowa. Kielczan na prowadzenie wyprowadził po kontrataku Manuel Strlek a przewagę podwyższył doskonały Jurecki (25:27). Jedno trafienie Vive nie zostało jednak uznane przez sędziów. Na 34 sekund przed końcem ponownie był remis (26:26), a trener Dujszebajew poprosił o czas. Akcję na wagę zwycięstwa przeprowadził Cupić!
Pick Szeged - Vive Tauron Kielce 26:27 (11:14)
Pick: Sierra, Wyszomirski - Ancsin 1, Balogh 4, Blazevic, Bombac 3/2, Fekete, Garcia Parrondo 2, Garcia Roblego 1, Ilyes 3, Kallman 4, Mindegia Elizaga, Prodanovic 6, Vatkerti, Vranjes 1, Zubai 1.
Karne: 2/3
Kary: 10 min. (Blazevic 4 min.; Zubai, Vranjes, Ilyes po 2 min.)
Vive: Szmal, Sego - Bielecki 6/3, Buntić 1, Chrapkowski 1, Cupić 4, Grabarczyk, Jachlewski, Jurecki 6, Lijewski 2, Musa 2, Strlek 2, Tkaczyk 3, Zorman.
Karne: 3/4
Kary: 4 min. (Grabarczyk, Musa po 2 min.)
Sędziowie: Vaclav Horacek, Jiri Novotny (obaj Czechy)
# | Drużyna | M | Z | R | P | Bramki | Pkt |
---|---|---|---|---|---|---|---|
1 | Dinamo Bukareszt | 10 | 7 | 0 | 3 | 293:280 | 14 |
2 | Orlen Wisła Płock | 10 | 7 | 0 | 3 | 278:250 | 14 |
3 | Elverum Handball | 10 | 6 | 1 | 3 | 278:272 | 13 |
4 | Abanca Ademar Leon | 10 | 5 | 2 | 3 | 252:251 | 12 |
5 | Riihimaeki Cocks | 10 | 2 | 2 | 6 | 246:269 | 6 |
6 | Wacker Thun | 10 | 0 | 1 | 9 | 268:293 | 1 |