Wierzę w miejsce na podium - rozmowa z reprezentantem Polski, Grzegorzem Tkaczykiem
Medal reprezentacji, a Mariusz Jurkiewicz zostanie gwiazdą turnieju - to typ Grzegorza Tkaczyka przed rozpoczynającym się w piątek mundialem w piłce ręcznej.
Mało kto już pamięta, że MŚ 2015 w piłce ręcznej mogły odbyć się w... Polsce. Tak, nasza federacja zgłosiła chęć organizacji tego turnieju. Ostatecznie wybrano egzotyczny Katar. Już 16 stycznia czeka nas pierwsze spotkanie biało-czerwonych - i to od razu z Niemcami. Kibice zacierają ręce.
Przypomnijmy, że na Polaków czeka bardzo ciężka grupa, nazywana przez niektórych "grupą śmierci". W pierwszej fazie turnieju zagramy z: Niemcami, Argentyną, Rosją, Arabią Saudyjską oraz Danią.
Marek Bobakowski: Słońce, plaża, ekskluzywne hotele, piękne widoki, jeden z bogatszych krajów świata. Nie żałuje pan, że zrezygnował z gry w kadrze? Zapowiada się naprawdę świetny turniej.
- Codziennie żałuję, że nie gram już w reprezentacji. To była bardzo trudna decyzja. Nie mogłem jednak inaczej. A jeżeli chodzi o Katar... Bardzo ciekawe jak piłka ręczna poradzi sobie w tak egzotycznym miejscu. Oczywiście organizacyjnie wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Tutaj nie mam żadnych obaw.
Kibice? Nie boi się pan o frekwencję?
- No właśnie. Trybuny mogą rzeczywiście świecić pustkami. Jeżeli tak się stanie, nie będziemy mieć promocji dyscypliny na świecie. Będzie smutno jak finał mundialu przyciągnie zaledwie garstkę fanów.
Turniej zaczynamy od meczu z Niemcami - zespołu, który podczas eliminacji do MŚ wyrzuciliśmy za burtę. Potem nasi zachodni sąsiedzi znaleźli się jednak w Katarze.
- Tak, zamieszania było sporo. Nie do końca rozumiem te pozasportowe działania. Niemcy próbują się tłumaczyć, ale... Zadałbym światowej federacji jedno pytanie: gdyby to nam powinęła się noga w eliminacjach, to też dostalibyśmy "dziką kartę"?
Skoro pokonaliśmy Niemców w eliminacjach, to mamy nad nimi przewagę psychiczną. Ważny atut?
- Ważny, jednak nie do końca prawdziwy. Niemcy totalnie zmienili zespół, nowy trener wprowadził wielu młodych zawodników. Tak naprawdę to całkowicie inny rywal niż kilka miesięcy temu. Musimy od nowa analizować mocne i słabe strony tej ekipy. Jedno jest pewne, ten mecz będzie mocnym wejściem w turniej. Przewiduję ogromne emocje i walkę do upadłego o każdą piłkę. Wracając jeszcze na moment do wejścia Niemców na turniej kuchennymi drzwiami - ironia losu jest tym większa, że dołączyli ich właśnie do naszej grupy.
Wielu twierdzi, że przed rozpoczęciem turnieju można już dopisać punkty za wygraną nad Arabią Saudyjską. W pozostałych meczach będzie walka do ostatniej minuty. Zgadza się pan z takimi opiniami?
- Nie będę kłamał i opowiadał, że poziom się wyrównał i nie można lekceważyć ekipy z Arabii Saudyjskiej. Jeżeli chcemy powalczyć o wysokie miejsce, to rzeczywiście punkty trzeba już dopisać do konta. Myślę, że mimo wszystko pokonamy też Argentynę. Reszta? Jak dopisze szczęście, zawodnicy będą mieli swój dzień, a jeszcze rywal nam lekko pomoże, to możemy wygrać z każdym.
Dobrze, że wlewa pan optymizm w serca kibiców. Po grudniowych mistrzostwach Europy piłkarek ręcznych to bardzo potrzebne. Nie ma obaw, że pana koledzy z boiska również zawiodą?
- Nie można porównywać ekipy Bieglera do żeńskiej piłki ręcznej i odwrotnie. Zauważmy, że kobieca kadra była zupełnie inna niż podczas mistrzostw świata, gdzie zajęła wysokie, czwarte miejsce. W zespole męskim mamy nadal fundament: Sławek Szmal, Karol Bielecki, Krzysiu Lijewski, bracia Jureccy... Mamy naprawdę mocny zespół!
Co powiedział pan swoim kolegom z Vive Kielce? Jak pożegnał się pan z nimi przed wyjazdem na kadrę?
- Panowie, macie wrócić do klubu dopiero dwa dni po ostatnim meczu mistrzostw. A tak całkiem poważnie, naprawdę wierzę, że stać nas na medal. Chociaż z tyłu głowy mam cały czas przestrogę, iż piłka ręczna jest nieobliczalna.
Katar? Emocji nie zabraknie! - rozmowa z Mariuszem Jurkiewiczem, rozgrywającym reprezentacji Polski