Brąz Bieglera na barkach polskiej husarii

Biało-czerwoni pod wodzą Michaela Bieglera zdobyli brązowy medal MŚ. Sam trener nie miał jednak decydującego wpływu na zespół. Dużo zależało od doświadczonych zawodników i ich indywidualnych zagrań.

Michael Biegler 9 września 2012 roku został wybrany na stanowisko trenera reprezentacji Polski. Niemiec wcześniej był m.in. asystentem trenera reprezentacji swojego kraju oraz pierwszym szkoleniowcem kadry Brazylii. Biegler od początku musiał zmagać się z legendą Bogdana Wenty, za którego kadencji reprezentacja Polski zdobywała srebro i brąz mistrzostw świata. Dodatkowo z kadrą pożegnało się kilku doświadczonych zawodników, a młodzież od lat nie osiągała wielkich sukcesów na międzynarodowych imprezach. Jak się jednak okazało, kilku szczypiornistów młodego pokolenia wnosi wiele do gry naszej reprezentacji.
[ad=rectangle]

Od początku turnieju reprezentacja Polski - poza spotkaniem z Arabią Saudyjską - nie miała żadnego meczu, w którym prowadziłaby wyraźnie od pierwszych do ostatnich minut. Za te emocje, które dostarczali nam reprezentanci kibice kochają polską kadrę, jednak każdy inny zespół z czołówki tych mistrzostw nie miał tak trudnej drogi do półfinału. - Taka drużyna dziś może wygrać z Hiszpanią, a jutro przegrać z którymś ze średniaków europejskich. Mamy bardzo dobrych zawodników, według mnie z potencjałem podobnym do Francuzów, ale był on zmarnowany. Wszystko zależy od organizacji gry, której tutaj nie było - uważa Marek Motyczyński, były reprezentant Polski, który pracował jako trener m.in. w Wiśle Płock i kilku klubach francuskich, a ostatnio był szkoleniowcem Miedzi Legnica.

Jeszcze podczas mistrzostw eksperci zwracali uwagę, że nasi zawodnicy wygrywają przede wszystkim dzięki indywidualnej grze poszczególnych zawodników. Jeszcze za czasów Bogdana Wenty reprezentanci Polski mieli przygotowanych wiele zagrywek i dzięki temu, że znali się ze sobą doskonale, potrafili dzięki akcjom zespołowym oraz odpowiedniej taktyce wygrywać z teoretycznie porównywalnymi rywalami różnicą wielu bramek. Teraz w kluczowych momentach ciężar gry brali na siebie poszczególni zawodnicy, którzy albo zaczynali od akcji kozłem i starali się sami pokonać bramkarza, albo rozgrywali piłkę we dwóch. W ataku były tylko pojedyncze wypracowane działania, a to zdecydowanie zbyt mało. Na ten problem zwracali uwagę między innymi Mariusz Jurasik, Grzegorz Tkaczyk, czy Tomasz Rosiński. - Mamy zawodników na tak wysokim poziomie sportowym, że potrafili wywalczyć sobie pozycje i zdobywać bramki. Dzięki temu wszystko było tak nieprzewidywalne, bo zawsze kto inny był liderem - zauważył Wojciech Nowiński, który od 1977 roku pracuje jako trener i był w przeszłości asystentem trenera reprezentacji Polski seniorów i szkoleniowcem kadry młodzieżowej, z którą zdobył złoty medal MME.

Marek Motyczyński uważa, że przez całe mistrzostwa nasza gra była mocno niezorganizowana. - Było to widać w ataku szybkim, w ataku pozycyjnym, a często też w obronie. W Polsce jest jednak wielu zawodników, którzy grają w Lidze Mistrzów i dzięki ich umiejętnościom udało się wygrać. Dużo zależało od Sławomira Szmala, bo jak bronił dobrze, można było zwyciężyć. Gdy patrzę na mecze Polski oraz Francji, to nasze spotkanie jest jedną wielką improwizacją. Dziwiły mnie też zmiany oraz to, że nigdy nie mogliśmy wiedzieć czego się od kogo spodziewać. Jak o medalu decyduje chłopak, który przez dwa lata nie był brany pod uwagę odnośnie miejsca w składzie, to coś tu jest nie tak. Ci zawodnicy mogli zdobyć mistrzostwo świata, jakby byli odpowiednio poustawiani. Trener nie znał jednak wartości zawodników. Grali może dwa schematy i nie byli ze sobą zgrani. Inne zespoły potrafiły zdominować słabszego rywala, my nie. Wszystko przez dużą rotację. Tym medalem chłopaki zrobili prezent Bieglerowi - stwierdził szkoleniowiec.
[nextpage]W kluczowym momencie, jakim była dogrywka meczu o brązowy medal, było widać najlepszy moment gry zespołowej naszej drużyny na całych mistrzostwach. - Zagraliśmy wtedy fenomenalnie. Michał Jurecki trzykrotnie znakomicie podał piłkę do Kamila Syprzaka, który wykorzystał przestrzeń i zdołał rzucić bramki za plecami dwóch najlepiej blokujących obrońców mistrzostw. To było najlepsze taktycznie rozwiązanie, jakie Polacy mogli zastosować - przypomniał Nowiński.

Mimo problemów w poszczególnych momentach różnych spotkań, ogólnie bardzo dobrze wyglądała obrona, nad którą skupił się Biegler i tam było widać, że drużyna jest zorganizowana. Nasi szczypiorniści nie potrafili jednak tego odpowiednio wykorzystać w ataku, gdzie nie funkcjonowali jak kolektyw. Kontry były przeprowadzane przede wszystkim w jednym rytmie, Brakowało zorganizowanych szybkich ataków w drugie, czy trzecie tempo, z czego słynęła reprezentacja Polski w czasie, gdy zdobywała medale mistrzostw świata w 2007 i 2009 roku. Szybkie akcje, gdy w ruchu jest kilku zawodników biegnących do kontrataku były popisowym zagraniem biało-czerwonych.

Gra w defensywie pozwoliła nam na wygranie spotkań w 1/8 i 1/4 finału. - Dobra obrona i gra Sławka Szmala, to był klucz do sukcesu z Chorwacją i Szwecją. Szczególny podziw budziła nasza gra z zespołem z Bałkanów, który dysponuje wielką siłą rażenia. W wygranych różnicą jednej bramki meczach z Argentyną i Rosją, a także w przegranych spotkaniach fazy grupowej z Danią i Niemcami również najsilniejszym punktem była defensywa. Niemal przez całe mistrzostwa graliśmy jednak w ustawieniu 6-0. Brakowało mi trochę ustawień bardziej agresywnych, jak 5-1 z daleko wysuniętą "jedynką" lub 3-2-1, którego też można było czasem użyć. Ale tych ustawień próbował niegdyś Bogdan Wenta i też nie przyniosło to oszałamiających rezultatów i w konsekwencji z tego zrezygnował. Zawsze w centralnym sektorze obrony grali tylko Piotr Grabarczyk i Kamil Syprzak. Pozostali gracze byli rotowani na pozycjach drugiego i trzeciego obrońcy, co miało zarówno swoje zalety, jak i wady. Brakowało czasem automatyzmu w grze, ale umożliwiało ustawienie najskuteczniejszego obrońcy przeciwko najlepszemu zawodnikowi rywala. Gorzej wyglądało to z Katarem, gdzie skarcili nas mniej znani rodowici Katarczycy, jak Mallash. Z Hiszpanią defensywa znów złapała rytm i szczególnie w końcówce doprowadziła do naszego zwycięstwa, uniemożliwiając rywalom przeprowadzenia zaplanowanej akcji zespołowej, co zmusiło ich do działań indywidualnych - stwierdził Wojciech Nowiński.

Warto podkreślić, że w kluczowych momentach gdy brany był czas, to nie Michael Biegler miał najwięcej do powiedzenia, a Bartosz Jurecki, Michał Jurecki, czy też Mariusz Jurkiewicz. - Ja nigdy medalu nie zdobyłem. Przegrałem w półfinale w 1995, potem też mecz o brąz. W tym zespole są zawodnicy, którzy zdobywali medale i wiedzą co należy zrobić, by to osiągnąć. Ja im ufam, to oni mają przekazać pozostałym wiedzę - przyznał szczerze Michael Biegler po awansie do półfinału. - Można było zauważyć, że ogromną rolę odgrywali Mariusz Jurkiewicz, Bartosz Jurecki, Michał Jurecki, czy też Sławomir Szmal. To zawodnicy z ogromnym autorytetem, którzy wpływają pozytywnie na zespół. Na nich wzorują się młodsi. To głównie oni dają pozytywny sygnał do lepszej gry oraz ustalają hierarchię w zespole, co przekłada się na odpowiednie zaangażowanie w trening i sam mecz. Oni scalają tę grupę i decydują o jej funkcjonowaniu, atmosferze i tym podobnych sprawach. Zazwyczaj na nich spoczywa realizacja założeń taktycznych. Poza tym mogą czasem zobaczyć podczas meczów coś, czego nie widzi trener i zareagować w odpowiedni sposób. U nas doświadczeni gracze ciągnęli wynik meczu. Bardzo często podczas przerw ustalaliśmy wraz Bogdanem co należy zrobić na boisku, jak zagrać, co zmienić - podkreślił Artur Siódmiak, 133-krotny reprezentant Polski i dwukrotny medalista mistrzostw świata.

Nie wszyscy zawodnicy powołani na te mistrzostwa wyszli na boisko. Przez kilka spotkań Piotr Masłowski siedział na ławce i patrzył na to, jak grają jego koledzy. Często bywało tak, że na boisko wchodził zawodnik, który wcześniej grywał "ogony" i potrafił odmienić losy spotkania. Bohater meczu z Hiszpanią oraz zdobywca trzech bramek w końcówce z Katarem - Michał Szyba nie dostał wcześniej wielu szans mimo kontuzji Krzysztofa Lijewskiego i mimo tego, że Andrzej Rojewski grał ostatkami sił. Nie było odpowiednich reakcji na słabszą grę poszczególnych szczypiornistów podczas meczu. Kibice podczas kolejnego spotkania przecierali oczy ze zdumienia, gdy widzieli jak gra zmiennik zawodnika, który w poprzednim meczu aż prosił się o zmianę.

Wielkim sukcesem reprezentacji Polski jest zajęcie trzeciego miejsca na mistrzostwach świata. Wydaje się jednak, że głównych zasług nie należy przypisywać trenerowi, jak to miało miejsce choćby podczas kadencji Bogdana Wenty, który w polskich halach był oklaskiwany głośniej od liderów ekipy z tamtych lat. Ukłony należą się przede wszystkim doświadczonym zawodnikom, którzy dodatkowo organizowali grę pod względem taktycznym. Przed nami najważniejsza impreza w historii polskiego szczypiorniaka - mistrzostwa Europy, które rozegrane będą w naszym kraju. W tym miejscu należy zadać sobie pytanie, czy zespół prowadzony przez Michaela Bieglera w ten sposób, jak to miało miejsce dotychczas jest w stanie powtórzyć sukces z Kataru?

Źródło artykułu: