Przed kolejnymi derbami Wielkopolski nie było wyraźnego faworyta. Potyczka w Lesznie miała być meczem walki. Obie drużyny potrafiły zaskoczyć pozytywnie w tym sezonie, tym trudniej było wskazać ekipę z większymi szansami. Za gospodarzami przemawiał atut własnego parkietu.
Goście z Kalisza udanie rozpoczęli starcie, ale szybko zatracili skuteczność. Podopieczni Pawła Ruska po raz kolejny kompletnie zawiedli w ataku. W pierwszej połowie wynik ratowała dobra postawa w defensywie. Po zmianie stron gra MKS-u kompletnie się posypała, a Fryderyk Musiał stawał się koszmarem kolejnych graczy z południa Wielkopolski.
Zdobywając 17 bramek w meczu wyjazdowym kaliszanie nie mieli prawa myśleć o wywiezieniu jakichkolwiek punktów z Leszna. Niemal takim samym dorobkiem bramkowym mogli pochwalić się dwaj gracze miejscowych - Marcin Tórz oraz Marcin Giernas. Łącznie wpisywali się na listę strzelców aż 15 razy.
Ryszard Kmiecik ze spokojem oglądał poczynania swoich podopiecznych. Po pierwszej połowie jego zespół prowadził różnicą trzech trafień, ale w drugiej połowie pokazał drzemiącą siłę. Doskonała defensywa i solidna ofensywa pogrążyły rywala.
Dla Realu to już piąte zwycięstwo w rozgrywkach, które pozwoliło leszczynianom awansować na podium pierwszoligowej tabeli. Przeplatający dobre mecze słabymi MKS plasuje się w dolnej połowie stawki.
Real Astromal Leszno - MKS Kalisz 29:17 (11:8)
Bramki dla Realu: Tórz 8, Giernas 7, Łuczak 3, Wesołek 3, Misiaczyk 3, Przekwas 3, Krystkowiak 2.
Bramki dla MKS-u: Czerwiński 4, Książek 3, Adamski 3, Drej 2, Sieg 1, Wawrzyniak 1, Nowakowski S. 1, Galewski 1, Nieradko 1.