Jeszcze półtora roku temu Górnik Zabrze w cuglach sięgał po brązowy medal mistrzostw Polski. Dziś jedyna drużyna ze Śląska w PGNiG Superlidze Mężczyzn należy do największych rozczarowań. Po dwunastu rozegranych spotkaniach zabrzanie mają na koncie zaledwie cztery zwycięstwa, remis i aż siedem porażek.
Stawia to pod dużym znakiem zapytania nie tylko przedsezonowe aspiracje górniczej ekipy, która miała walczyć o pierwszą "5", ale byt Górnika w rywalizacji play off. Dolna część tabeli jest bowiem niezwykle ciasna, a zabrzański zespół ma z większością bezpośrednich rywali porażki na koncie.
Wielu winą za jesienne wyniki Trójkolorowych obarcza trenera Mariusza Jurasika, ale patrząc na wyczyny weterana ligowych parkietów w ostatnich meczach, w których "Józek" po kilkanaście razy trafiał do siatki, trudno zwalić całą winę na 39-letniego debiutanta na ławce szkoleniowej śląskiej drużyny.
Znacznie więcej pretensji można mieć za to do letnich nabytków Górnika, którzy prezentują się bardzo słabo. Sporo oczekiwano m.in. po Macieju Ścigaju, który imponował skutecznością w letnich grach kontrolnych. Tymczasem w meczach o stawkę doświadczony zawodnik zawodzi na całej linii.
Bilans 22 bramek rzuconych przez Ścigaja w jedenastu meczach nikogo na kolana rzucić nie ma prawa. Zwłaszcza w porównaniu z Bartłomiejem Tomczakiem (12 występów i 69 goli) czy Jurasikiem (11 meczów i 58 bramek).
Rozczarowania postawą 33-latka nie krył prezes Bogdan Kmiecik, który po końcowej syrenie w meczu z MMTS Kwidzyn - jeszcze na parkiecie, na oczach wszystkich - rugał Ścigaja. Swojego podopiecznego nie bronił też Jurasik. - Maciek gra zbyt lekko, unika kontaktu. Potrzebuję w szatni facetów z jajami - przyznaje trener zabrzan.
Na tym jednak lista transferowych rozczarowań w Zabrzu się nie kończy. Słabo spisuje się też Rafał Gliński, kreowany na lidera trójkolorowej ekipy po odejściu Michała Kubisztala. Reprezentant Polski w ośmiu meczach rzucił dziewięć bramek. Na jego obronę przemawia fakt, iż kilka tygodni stracił z powodu otwartego zwichnięcia palca u ręki i aktualnie gra z opatrunkiem na dłoni. Nie da się jednak ukryć, że po "Glinie" w Górniku oczekiwano znacznie więcej.
Sporo uwag można mieć też do postawy Remigiusza Lasonia, który do Zabrza trafił już w trakcie sezonu. Potężnie zbudowany zawodnik pokładane w nim nadzieje szybko jednak rozwiał. Trudno bowiem zrozumieć, jak mierzący dwa metry weteran, który na ligowym handballu zjadł zęby, może popełniać tak proste błędy jak m.in. kroki czy piłka podawana w rozegraniu wprost w ręce rywala.
- W ofensywie nasza gra wygląda dobrze. Jesteśmy trzecim najskuteczniejszym zespołem tej ligi. Pod względem liczby straconych bramek gorsi są od nas tylko chłopaki z Mielca. Jedno ustalamy przed meczem, a co innego gramy. Jeśli tak dalej pójdzie, to niewykluczone, że zimą dokonamy jakichś ruchów kadrowych, a niektórzy z zawodników będą musieli się z klubem pożegnać - podkreśla Jurasik.