Dariusz Tuzimek: Siostry i bracia miłosierdzia (felieton)

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Leszek Stępień /
WP SportoweFakty / Leszek Stępień /
zdjęcie autora artykułu

Jak człowiek jest z czegoś wykluczony to łapie do pewnych spraw zdrowy dystans. Żyje w swoim świecie, nie wie, co się dzieje, nie przejmuje się i nieustannie wszystkiemu się dziwi.

Ja na przykład jestem wykluczony z rodziny fascynatów "szczypiorniaka" i całkiem mi z tym dobrze. Jak chcę zirytować moich kolegów, którzy przeżywają mecze piłkarzy ręcznych, przebieram się - a przychodzi mi to z łatwością - w skórę futbolocentryka i mówię: "Ręczna? Przecież to niepoważne".

Po czym patrzę na ich reakcje i jeśli jeszcze piorun ich nie strzelił, dodaję z szyderą: "Faceci mają takie fajne boisko, mają koszulki, bramki i piłkę. No nic tylko haratać w gałę, a oni piłkę w ręce biorą...".

Teraz już tego dowcipu nie opowiadam, bo "sprzedałem" go tyle razy, że nikt ze znajomych słuchać już nie chce.

Ten żart to oczywiście prowokacja, ale - przyznam szczerze i bez bicia, że piłkę ręczną… czniam. No taki już jestem. Jak grają, to staram się omijać telewizor, a jak już trafię na mecz, to idę sobie zrobić herbatę.

Dlatego jako "wykluczony" najpierw zdziwiłem się, że takie halo z tymi mistrzostwami w Polsce. Potem, że tak pompujemy się zlaniem w turnieju jakichś leszczy i fruwamy pod sufitem na paliwie zrobionym z gigantomanii. A na koniec zdziwiłem się, że taki wrzask i hałas się zrobił, że nasi to patałachy i że wstyd nam przynieśli.

W czwartek włączyłem internet i otworzyłem gazety, a tam o tym, że ręczni to "kiepasy", ich trener to pijak i to wcale nie wyleczony, a do tego parę ciepłych słów o Agnieszce Radwańskiej. Generalnie o tym, że powinna pójść do psychiatry. - No w mordę - pomyślałem. Musiały być dwa święta do kupy: dzień polskiego sportu na arenach międzynarodowych i dzień kultury w mediach elektronicznych, a ja to wszystko przegapiłem.

Żal mi się samego siebie zrobiło, że nie dane mi jest tak szczerze przeżywać tych szczypiornistów jak prezydent Duda na otwarciu mistrzostw. Albo jak pani premier, która przy piwku rozsmakowywała się piłką ręczną. I miałem wrażenie, że ona nawet przebija niesamowitego Zdzicha Kręcinę, który - jak sam wyznał - 90 procent alkoholu wypitego w życiu, wypił służbowo.

Pani premier - jestem o tym absolutnie przekonany - służbowo wypija 100 procent spożywanego alkoholu (na prywatne picie zwyczajnie nie starcza jej czasu, wszystko służbowo). I służbowo też pojechała na piłkę ręczną. Zupełnie jak tych dwóch facetów w filmie "Rejs", gdy na gapę pchali się na pokład informując obsługę: "My na statek. Służbowo".

No więc ja odczekałem jeden dzień i też służbowo - a co tam! - przejrzałem media, czy już ochłonęły. I rzeczywiście jakaś mała refleksja się pojawiła. Bo się sportowcy oburzyli. Marcin Gortat zrugał dziennikarzy, że to śmiecie, w sukurs przyszła mu Justyna Kowalczyk i Grzegorz Krychowiak. Niezła banda, mogli by takiemu "śmieciowi" nawet przylać. Oczywiście tylko wychowawczo. I to wyłącznie służbowo.

Po reakcji sportowców, w internecie Morze Czerwone hejtu się rozstąpiło.

Ci, którzy dzień wcześniej "jechali" z ręcznymi i Radwańską, teraz pod buty wzięli dziennikarzy. I dalej ich flekować. "Cholernie łatwo z myśliwego stać się zwierzyną" - pomyślałem filozoficznie i zagłębiłem się w lekturze chaotycznych tłumaczeń pewnego redaktora, który wyjaśniał, że gdy wczoraj w gazecie opluwali ręcznych, to tak... z sympatii i troski. Że nie chcieli źle, ale tak musieli. Albo że tak im wyszło i teraz im głupio. Albo nie! Głupio im nie jest, bo mają prawo. Chociaż nie... No nie jestem pewien, co miał redaktor na myśli (jeśli w ogóle miał jakąś). A może tam było o tym, że im też jest przykro? Ale chyba z jakiegoś innego powodu.

Nie ogarnąłem, bo tekst był rozwojowy. To znaczy rozwinął się we wszystkich kierunkach. Żył własnym życiem, autor był mu niepotrzebny. Aż się zdziwiłem, że tego redaktora pokazują we wszystkich telewizjach. Chyba jednak na zasadzie baby z brodą, bo przecież nie na poważnie do cholery??? Będę musiał kiedyś go obejrzeć.

Zostawmy jednak redaktora i jego rozczochrane myśli. Jałowe to było. Hejt to podobno dżuma XXI wieku (ładnie wymyśliłem, co?). Jest wszechobecny, powszechny i nietępiony. A już przecież Czesław Niemen przed laty śpiewał, że słowem można ranić tak jak nożem. I nikt z tym nic nie robi. Nawet rząd żadnego programu jeszcze nie napisał. A przecież mógłby. I pewnie to zrobi. Mają tam paru znawców języka nienawiści. Na razie jednak nikt się nad tym, jak nad drugim dzieckiem w rodzinie, pochylić nie chce . I ulżyć.

Ja to bym nigdy złego słowa na piłkarzy nie napisał. Ręcznych oczywiście. Czemuż oni winni niebogi...

Ale niech mnie ci nożni, od Nawałki w czerwcu wkurzą! Hoh! Już ja im pokaże, co znaczy miłosierdzie gminy. Gdy gmina stoi pod monopolowym.

Dariusz Tuzimek

Bartosz Jurecki: Dla nas to był turniej życia

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu:
Komentarze (6)
psyhis
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W tekście chodzi chyba o to, że nie ma sensu mówić, że jest fajnie kiedy jest do dup.... jak ktoś zawali, to się go nie chwali.  
avatar
Krzysztof Sobocinski
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
myslal,myslal i wypocil jakis tekst o niczym  
avatar
hbll
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Szkoda czytać. Najpierw na tym forum jakieś dyrdymały wypisywał jeden z redaktorów Przeglądu Sportowego, potem nieznany z nazwiska "pisarz" Super Expressu sie skompromitował, a teraz PanTuzimek Czytaj całość
avatar
Mossad
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
ok ale o co ci chodzi? miales tu jakies przeslanie?  
avatar
paragraf225
29.01.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
"Gdy gmina stoi pod monopolowym". Najlepszy opis pasjonatów piłki nożnej.