Gospodarze błyskawicznie i z dużą swobodą zbudowali bezpieczną przewagę w tym meczu. Znakomita obrona, kilka interwencji Sławomira Szmala oraz kontrataki, były receptą na sukces. W tym ostatnim elemencie absolutny prym wiedli skrzydłowi Tobias Reichmann i Manuel Strlek. Niespełna 8 minut wystarczyło kielczanom, aby prowadzić 7:1. Goście byli zupełnie bezradni w ataku, marnując nawet sytuacje sam na sam.
Tempo spotkania - jak można był się spodziewać - nie było szczególnie duże, stąd dość niska liczba dwuminutowych wykluczeń i rzutów karnych. Z czasem goście przełamali niemoc, ale i tak nie byli w stanie realnie zagrozić kielczanom, którzy mieli mecz pod kontrolą. W szeregach Vive dłuższą okazję do gry dostał m.in. Mariusz Jurkiewicz, wracający do zespołu po długiej kontuzji.
Obraz gry po przerwie nie uległ zmianie. Duża przewaga mistrzów Polski dawała im pełną swobodę. Z drugiej linii nie do zatrzymania były rzuty Michała Jureckiego, nadal znakomicie funkcjonował szybki kontratak. W 38. minucie przewaga Vive sięgnęła 11 bramek (26:15). Znów wiele do życzenia pozostawiał atak kwidzynian z dużą liczbą strat, słabych i nieprzygotowanych rzutów.
Ostatni kwadrans obie ekipy chciały już po prostu dograć do końca, emocji dawno nie było. Kielczanom zależało, aby rywalizację zakończyć przede wszystkim bez niepotrzebnych kontuzji. Ostatecznie obrońcy tytułu pewnie awansowali ćwierćfinału rozgrywek.
Vive Tauron Kielce - MMTS Kwidzyn 41:24 (19:13)
Vive: Szmal, Sego - Jurecki 4, Reichmann 7, Chrapkowski 3, Kus 2, Aquinagalde 1, Jachlewski 3, Strlek 8, Lijewski 5, Jurkiewicz 1, Buntić 1, Zorman, Fąfara 3, Cupic 3.
Karne: 3/4
Kary: 2 min.
MMTS: Dudek, Kiepulski - Janikowski 2, Zadura 1, Mroczkowski 1, Kryszeń 1, Szpera, Klinger 3, Szczepański 2, Nogowski 5, Pilitowski, Nawrocki 2, Ossowski 2, Potoczny 3, Janiszewski 2.
Karne: 2/2
Kary: 4 min.
Kary: Vive - 2 min. (Lijewski - 2 min.); MMTS - 4 min. (Ossowski, Janiszewski - 2 min.).
Sędziowie: Cezary Figarski i Dariusz Zak (Radom).
Łukasz Wojtczak z Kielc
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: kuriozalna decyzja sędziego