Maciej Majdziński: Jeszcze kiedyś zagram na igrzyskach!

Polscy juniorzy latem zagrają na mistrzostwach Europy. Jednym z autorów sukcesu był Maciej Majdziński. - Mecz z Islandią był dobrą lekcję handballu. Najważniejszy jest jednak awans - przyznaje młody zawodnik w rozmowie z WP SportoweFakty.

WP SportoweFakty: Turniej zaczęliście od porażki z Islandią, szybko się jednak otrząsnęliście - dwa zdecydowane zwycięstwa, nawet pogromy. Zadanie zostało wykonane, czy czujecie niedosyt?

Maciej Majdziński: To misja zakończona sukcesem. W stu procentach. Przed turniejem założyliśmy sobie, że najważniejszy jest awans. Cel udało się osiągnąć. A że Islandczycy byli lepsi? Cóż, taki jest sport. Nie zawsze udaje się wygrać.

Jak ocenia pan postawę swoją oraz całego zespołu?

- Nie jestem do końca z siebie zadowolony. Jak zawsze. Na pewno mogłem rzucić kilka bramek więcej. Staram się jednak myśleć pozytywnie i wyciągać odpowiednie wnioski z każdego kolejnego spotkania. Cały zespół spisał się za to na medal. Wiadomo, z Islandią nie wszystko wyszło tak jak powinno. Ta porażka dużo nam jednak dała. To dobra lekcja handballu. Najważniejsze, że obyło się bez większych nerwów o awans i w wakacje nudzić się nie będziemy.

Kadra seniorów w tym samym czasie grała w Gdańsku. Pewnie chętnie zamieniłby pan Halę Legionów na Ergo Arenę.

- Dla mnie gra z orzełkiem na piersi zawsze jest dużym wyróżnieniem. Niezależnie od szczebla rozgrywek. Cieszę się, że byłem w Kielcach. Jestem dumny z naszej postawy. Nie mogę powiedzieć teraz, gdzie wolałbym grać. Kadra seniorów to jest marzenie. Na razie tylko marzenie. Inna półka i inny poziom trudności. Wiem, że przyjdzie i taki dzień. Na razie jednak cieszę się, że jestem w kadrze u-20 i pomagam chłopakom z całych sił walczyć o naprawdę duże cele.

Tli się gdzieś iskierka nadziei na wyjazd do Rio?

- Chyba jeszcze na to dla mnie za wcześnie. Gorąco wierzę jednak, że kiedyś tam ponownie wylądujemy. Ze mną w składzie.

Pana kariera klubowa wystrzeliła po przeprowadzce z Gdańska do Hamburga. System szkolenia w Niemczech i w Polsce znacząco się różni?

- Różnice są zauważalne. To przecież zupełnie inny kraj i trochę inne podejście do piłki ręcznej. Generalnie jednak przepaści nie ma. To wciąż ten sam sport. Nie ma większej różnicy jakościowej, inne są za to metody.

Do HSV ściągnął pana Michael Biegler. Także za jego sprawą zadebiutował pan w kadrze.

- Miałem szczęście, spotykając go na swojej drodze. Współpraca z nim to było bardzo pozytywne przeżycie.

Macie kontakt?

- Na pewno nie w takim stopniu jak wcześniej, ale tak. Życzenia na święta były.

HSV Hamburg kilka miesięcy temu zbankrutował. Były nerwy, niepewność?

- Tak. Upadek klubu sam w sobie jest już stresujący, do tego nastąpił w samym środku sezonu. Kolorowo nie było. Zostaliśmy na lodzie. Gdy tylko udało się znaleźć nowy klub, bardzo mi ulżyło.

Nie ciągnęło do kraju?

- Z góry założyłem sobie, że skoro już wyjechałem, to chcę zostać w Bundeslidze i dalej próbować tam swoich sił. Trafiłem do Bergisher. Wszystko układa się po mojej myśli. Ostatnio zanotowałem kilka epizodów w pierwszym zespole. Zagrałem kilka, może kilkanaście minut, więc są postępy. Powoli, ale do przodu. Takie stawiam przed sobą cele.

Vive i Wisła skupują polskie talenty. Nie miał pan żadnych sygnałów?

- Na razie telefon milczy.

[b]Rozmawiał Maciej Szarek
#dziejesiewsporcie: skandaliczna decyzja sędziego. "Okradł" drużynę z pięknego gola

[/b]

Źródło artykułu: