WP SportoweFakty: Mam zaszczyt rozmawiać z najlepszym graczem listopada PGNiG Superligi. Jest pan dumny z odebranej przed meczem nagrody?
Adam Morawski: To wyróżnienie to nagroda tak samo dla mnie, jak i dla całego zespołu. Chłopaki swoją postawą na boisku oraz w szatni bardzo mi w tym pomogli. Trener natomiast dawał wiele szans i cieszy, że udało się je wykorzystać. Chciałbym im za to teraz bardzo podziękować. Cała otoczka związana z reformą rozgrywek to gratka dla kibiców. Mieliśmy już dzięki braku remisów kilka niesamowicie interesujących spotkań. To były świetne widowiska. My, jako zawodnicy, myślimy jednak wciąż o tym samym: wygrać kolejny mecz.
Przejdźmy do meczu z Vive. Wynik na styku był niemal do samego końca, ani na moment nie daliście rywalom odetchnąć. Występ trzeba zaliczyć więc do udanych, prawda?
- Mamy pełną świadomość, że zagraliśmy dobre zawody. Może nie bardzo dobre, ale dobre. Z takim zespołem jak Vive Kielce wyniku trzeba pilnować przez cały mecz i nam podczas większości spotkania ta sztuka się udawała. Tak jak trener mówił na gorąco - i co zresztą łatwo było dostrzec - zadecydowały niuanse takie jak kilka przestrzelonych prostych sytuacji. Kielce nie są przyzwyczajone, że ktoś gra z nimi na styku do końca. Na pewno grało im się ciężko, stąd też ta napięta atmosfera.
ZOBACZ WIDEO Król Julian i... Shakira. Biało-czerwone mniej oficjalnie (źródło: TVP S.A.)
{"id":"","title":""}
Czego zabrakło, aby pokonać Vive?
- Skuteczności i odrobiny szczęścia. Ponadto, w tej hali gra się naprawdę ciężko. Nie tylko my mamy w Kielcach problemy, ale i większość najlepszych zespołów na świecie. Tylko, że to nie jest wymówka. Musimy przeanalizować spotkanie, zobaczyć co było na plus, co na minus. We własnej hali w przyszłym roku chcemy rewanżu i wygranej.
Pan jednak nie wystąpił. Szkoda. W takich spotkaniach aż chce się grać.
- Pewnie. Dla każdego zawodnika, który gra w Płocku, są to szczególne zawody. Trener zadecydował, że przeciwko Vive zagrają Rodrigo Corrales i Marcin Wichary. Jest nas trzech w zespole, każdy w trakcie sezonu dostaje jednak swoje minuty. Z wyborami trenera trzeba się po prostu pogodzić. Wszyscy jesteśmy jedną drużyną, liczy się wspólny wynik.
Wynik starcia w Kielcach sprawia, że rok zakończycie prawdopodobnie na drugiej lokacie w ligowej tabeli. Za kilka miesięcy odbędzie się jednak rewanż w Orlen Arenie. Te trzy bramki to nie jest strata nie do odrobienia.
- Dokładnie. Musimy pokazać swój charakter i zagrać jeszcze lepiej niż w Kielcach. Bardzo będziemy chcieli wygrać rewanż we własnej hali. Znamy swoją wartość i wiemy, że nas na to stać. Trzeba tylko udowodnić to na parkiecie.
Ciekawie sytuacja wygląda też w waszej grupie Ligi Mistrzów. Uda się obronić to szóste miejsce i awans?
- Dobrze zagraliśmy zwłaszcza drugą połowę w Kilonii. Ten wyszarpany punkt naprawdę nas ucieszył. Teraz będzie przerwa świąteczna, Nowy Rok, wreszcie mistrzostwa. To długa pauza. Po powrocie szybko musimy wrócić na dobre tory. W tej rundzie, podobnie jak Vive, graliśmy co 3 dni i męczyły nas długie podróże. To było trudne.
Na razie trzeba stawiać sobie cele z meczu na mecz. Przede wszystkim nie mówmy, że trzeba wygrać tylko mecz w Płocku z Silkeborgiem. Są też inne zespoły i na nich też chcemy zdobywać punkty. Później dopiero będziemy myśleć o ew. 1/8. Wykonujmy zadania krok po kroku.
Od początku sezonu potraficie sprawiać ogromne sensacje jak chociażby w spotkaniach z Kiel czy Veszprem, by później przegrać teoretycznie łatwiejsze mecze (wyjazd do Silkeborga czy Szafuzy). To kwestia mentalna - łatwiej gra wam się z pozycji outsidera?
- Ciężko określić. Faktycznie, nasza forma się waha, ale powodów tego stanu może być wiele. Na pewno zmęczenie, może też chwilowe braki pełnej koncentracji. W niektórych spotkaniach mamy także więcej szczęścia, w drugich obijamy bramkarza czy bramkę. Niemniej mam nadzieję, że z nowym rokiem poprawimy to i ustabilizujemy grę.
Która twarz Wisły jest zatem prawdziwa: ta z dwumeczu z Kilonią czy z wyjazdu do Danii?
- Przede wszystkim zawsze próbujemy grać swoją piłkę. Jesteśmy młodym zespołem z nowym trenerem i z nowymi celami. Nasz charakter jest taki, jaki pokazaliśmy w meczach z Kilonią. Chcemy równać do tych występów po przerwie.
Odkąd drużynę przejął Piotr Przybecki pana rola w zespole zdecydowanie wzrosła. Zmiana trenera wyraźnie panu posłużyła, prawda?
- Cieszę się, ze trener we mnie wierzy i daje mi szanse. Staram się je wykorzystywać do maksimum. Po powrocie ze Szczecina to było dla mnie bardzo ważne. Gra, trenowanie w tak klasowym zespole jak Wisła to jest to. W każdym meczu chcę udowadniać, że na to zasługuję.
Na razie z moją formą nie jest źle. Z Vive co prawda nie zagrałem, ale będą jeszcze spotkania, w których trener będzie mnie potrzebował. Wówczas muszę zagrać jak najlepiej. Wiadomo, zdarzą się momenty gorsze i lepsze, ale trzeba konsekwentnie iść do przodu.
Wcześniej bywało z tym bowiem różnie. Manolo Cadenas nie widział dla pana zbyt wielu minut na parkiecie. Przyszło wypożyczenie. Wciąż wierzył pan jednak w powrót do Wisły i zaistnienie w płockim klubie?
- Tak. Trzeba sobie stawiać cele, a potem o nie walczyć. To mój czwarty rok w Płocku, w trakcie było to wypożyczenie do Szczecina. Chcę z roku na rok być coraz lepszy, coraz bardziej przydatny drużynie.
Jaki kolejny cel ma zatem przed sobą Adam Morawski?
- Chciałbym dalej tak dobrze się rozwijać. Wciąż grać dla Wisły. Kto wie, trener Dujszebajew także dał mi teraz szansę na zgrupowaniu, więc może i tam uda się utrzymać. Muszę pokazać swoje atuty, a wówczas wierzę, że się uda.
W reprezentacji już na mistrzostwach we Francji zabraknie Sławomira Szmala. Pan obok Piotra Wyszomirskiego jest głównym kandydatem do wypełnienia powstałej po nim luki. To dla pana ogromna szansa.
- Koniec końców o wszystkim zadecyduje trener Dujszebajew. Ja będę robił wszystko, by grać jak najlepiej i pokazać się trenerowi z jak najlepszej strony. Występując w juniorach, młodzieżówce czy kadrze B, zawsze z całych sił starałem się z dumą reprezentować polskie barwy. I mam nadzieję, że uda się kontynuować to w seniorach. Co do zbliżających się mistrzostw: na razie czekamy na powołania. Mamy nowy, młody zespół. Każdy będzie sobie stawiał cele - zarówno drużyna, jak i poszczególni zawodnicy - lecz wszystko zweryfikuje francuski parkiet.
Talant Dujszebajew będzie stawiał na młodość. Kolejnym krokiem byłoby więc na stałe zadomowienie się w bramce polskiej kadry?
- Oczywiście. Zawsze o tym marzyłem, zawsze dążyłem do tego i teraz nadarzyła się właśnie ku temu okazja. Muszę walczyć, trenować jeszcze mocniej i zrobić wszystko, by nie wypuścić jej z rąk.
Rozmawiał Maciej Szarek