Prażenie kawy, podróże statkiem i szukanie sponsorów. Tomasz Szklarski o życiu piłkarza ręcznego w Australii

Materiały prasowe / sydneyunihandball.com
Materiały prasowe / sydneyunihandball.com

W Australii mieszka na stałe od sześciu lat. Poza grą w piłkę ręczną, zajmował się tam już prażeniem kawy oraz pracował jako trener personalny. Poznajcie historię Tomasza Szklarskiego, 28-letniego wychowanka Wisły Sandomierz.

Szerszemu gronu odbiorców ma okazję regularnie prezentować się podczas IHF Super Globe - Klubowych Mistrzostw Świata. Jego drużyna, Sydney Uni Handball Club, nieprzerwanie bierze udział w tym turnieju od 2012 roku, jako najlepszy klub z Australii i Oceanii.

Na Antypody przyleciał w 2010 roku jako absolwent wychowania fizycznego na warszawskim AWF-ie. Nie od razu mógł jednak podjąć pracę w nowym środowisku. - Nie pracowałem przez pierwszych pięć miesięcy, ponieważ nie pozwalała mi na to wiza. Tuż przed odlotem do Australii oświadczyłem się mojej obecnej żonie. Wiedzieliśmy, że zaraz po przylocie weźmiemy ślub cywilny, więc nie było sensu patyczkować się z dokumentami - wyjaśnia.

Kawa, statek i skazanie na Sydney

W znalezieniu pierwszej pracy pomógł mu kolega. Nie była ona związana z wykształceniem, jakie zdobył w Polsce. - Zaczynałem jako pracownik w fabryce kawy. Przez kilka miesięcy zajmowałem się jej prażeniem - opowiada Szklarski. - Później skończyłem kurs instruktora kulturystyki i przez cztery lata pracowałem jako trener personalny. Byłem też tymczasowym nauczycielem sportu. W razie nieobecności nauczycieli w poszczególnych szkołach wcielałem się w rolę ich zastępców - dodaje.

W trakcie pracy na siłowni poznał swojego najbliższego przyjaciela, który pewnego dnia złożył mu korzystniejszą ofertę. Od półtora roku Polak jest zatrudniony w jego firmie zajmującej się przygotowywaniem oprogramowania, na stanowisku menadżera projektów. Udaje mu się ją spokojnie łączyć z grą w piłkę ręczną. Do jej uprawiania ciągnęło go od pierwszych chwil pobytu w Australii. W Polsce był bowiem zawodnikiem Wisły Sandomierz i AZS-u AWF-u Warszawa.

ZOBACZ WIDEO De Giorgi o decyzji PZPS: Poczułem radość i dumę

Na treningi, bądź do pracy często podróżuje… statkiem. - Korzystam z niego codziennie, ewentualnie co drugi dzień. Mieszkam nad rzeką, w miejscu oddalonym o 30 minut drogi od centrum. Statki są wielkości sporego autobusu i stanowią publiczny środek transportu. Z mojego przystanku, zlokalizowanego nieopodal domu, odpływają co pół godziny - zaznacza Szklarski.

O okolicznościach dołączenia do Sydney Uni Handball Club opowiada natomiast z uśmiechem na ustach: - Po przylocie zadzwoniłem do szkoleniowca. Zaprosił mnie na trening, ale zarazem dał do zrozumienia, że na najbliższych zawodach mnie nie wystawi, bo zostało do nich zbyt mało czasu. Po zakończeniu pierwszych zajęć podszedł do mnie jeden z zawodników, będący również menedżerem klubu i byłym reprezentantem Australii. Usłyszałem od niego: "słuchaj, musisz grać w naszym zespole". A moja żona, będąca studentką i pracowniczką Uniwersytetu w Sydney, stwierdziła, że nie mogę grać dla żadnego innego klubu.

Dążenie do profesjonalizmu

Chęć realizowania sportowej pasji sprawia, że Szklarski musi się liczyć z dokładaniem do niej własnych pieniędzy. Piłka ręczna jest bowiem w Australii sportem absolutnie niszowym. Bardzo niewielu rodowitych mieszkańców tego kraju występuje nie tylko w klubie z Sydney, ale także w reprezentacji.

- W moim zespole jest bodajże dwóch Australijczyków, a w kadrze narodowej maksymalnie pięciu. Samemu musimy przede wszystkim zadbać o zakup ubezpieczeń czy uiszczanie opłat za dodatkowe sprzątanie hali po naszych zajęciach. Zawodnicy Sydney Uni są też zarazem klubowymi działaczami, dlatego sponsorów szukamy na własną rękę - tłumaczy polski szczypiornista.

U mieszkańców Australii bardzo ceni on sobie życzliwość i otwartość. Docenia też chęć niesienia pomocy drugiej osobie, niezależnie od jej rasy czy koloru skóry. Bez większych problemów zaadaptował się do obowiązujących tam zasad, między innymi ruchu lewostronnego. - Raz mnie żona strofowała, że na rondzie skręciłem w prawo zamiast w lewo i objechałem je z drugiej strony. Prócz tej wpadki obyło się bez poważniejszych kłopotów - wspomina z humorem.

Wszystko wskazuje na to, że już za kilka miesięcy znowu zaprezentuje się z Sydney Uni Handball Club na turnieju IHF Super Globe, od 2010 roku nieprzerwanie rozgrywanym w Katarze. W niedawno zakończonych rozgrywkach ligi krajowej, jego drużyna obroniła bowiem mistrzowski tytuł, co najpewniej po raz kolejny pozwoli Szklarskiemu i spółce odbyć podróż do wielkiego świata piłki ręcznej.

- Naszym głównym założeniem podczas IHF Super Globe jest zachowywanie się w najbardziej profesjonalny sposób ze wszystkich uczestników. Nie jesteśmy zawodowcami, nie dostajemy dużych wynagrodzeń i nie prezentujemy takiego poziomu jak pozostałe drużyny. Ale chcemy pokazać, że nie zniknęliśmy ze światowej mapy piłki ręcznej - puentuje Szklarski, nominalnie występujący na pozycji lewoskrzydłowego.

Wiktor Gumiński

Komentarze (1)
avatar
szwedes
25.12.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tomek chyba na kole gra?