Podopieczni Tałanta Dujszebajewa przyjechali na MŚ po naukę i w najbliższym spotkaniu będą ją pobierać u wykładowcy najlepszego z możliwych. Francuzi w ciągu ostatnich kilkunastu lat zdefiniowali piłkę ręczną na nowo i wytyczyli ścieżki, którymi dziś chcą podążać wszyscy w Europie.
Tylko złoto
W styczniu tego roku powiesz Francuzowi "piłka ręczna", a on pomyśli: "złoto". Nikt w kraju wicemistrzów olimpijskich nie wyobraża sobie wyniku innego niż zdobycie tytułu. Dla nas turniej sponsoruje inne pojęcie. "Doświadczenie" to słowo, które w Nantes odmieniamy przez wszystkie przypadki.
Na razie jego zbieranie boli. Polacy przegrali z Norwegią (20:22), Brazylią (24:28) i Rosją (20:24) oraz pokonali Japonię (26:25). - Po poprzednich spotkaniach czuliśmy niedosyt, teraz zeszło z nas ciśnienie. Odetchnęliśmy. Z meczu na mecz powinno być coraz lepiej - zapewnia bramkarz Adam Malcher.
Rezerwy po medal
Francja to hegemon. Tegoroczny turniej spina klamrą fantastyczny czas. W ciągu ostatnich szesnastu lat Trójkolorowi zdobyli trzynaście medali wielkich imprez; cztery razy byli mistrzami świata, trzy razy z rzędu stawali na podium igrzysk olimpijskich. Teraz znów chcą być na szczycie. - Ten kogut ma zaśpiewać - pisał przed turniejem trener Thierry Anti. I śpiewa.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: nie myślę o końcu kariery, mogę grać nawet przez 10 lat
Skład gospodarzy robi wrażenie, nawet ławka rezerwowych to konstelacja gwiazd. Dziś Francuzi do wygrywania nie potrzebują Thierry'ego Omeyera, Nikoli Karabaticia czy Daniela Narcisse'a. Gwiazdą meczu z Rosją był Adrien Dipanda, niezmierzony potencjał ma Nedim Remili, tylko rezerwowym jest Kentin Mahe, a 57 procent skuteczności w bramce po czterech kolejkach ma Vincent Gerard.
Didier Dinart - którego konferencje prasowe trwają podobno krócej niż kiedyś jedna wypowiedź jego poprzednika Claude'a Onesty - medal mógłby dziś zdobyć nawet grając cały turniej drugim składem.
Do broni!
Drużynie pomagają też trybuny. Kiedy kibice w Nantes rykną: "Aux Armes, Citoyens!" kolana mogą się ugiąć pod największym twardzielem. Polacy patrzą jednak na ten mecz inaczej. I słusznie. - Jeżeli się zestresujemy to znaczy, że chyba coś jest nie tak. Granie z taką drużyną, jak Francja, to przyjemność - mówi rozgrywający Paweł Paczkowski.
Bukmacherzy w meczu z Francją patrzą na nasz zespół jak na drużynę trzeciego świata. Za zwycięstwo Biało-Czerwonych płacą w stosunku dwadzieścia jeden do jednego. Mniej zarobimy nawet za wygraną Bahrajnu z Danią.
Gospodarze są pewni swego, za półtora tygodnia Pola Elizejskie mają utonąć w szampanie. My z konieczności jesteśmy na tym turnieju statystą. Czwartkowy mecz to ostatnia szansa, żeby naszą drużynę dobrze zapamiętano.
Kamil Kołsut z Nantes