Męczarnie w Brześciu i zwycięstwo 26:25 po bramce Holgera Glandorfa tuż przed syreną nikogo we Flensburgu nie martwiły. Na Białorusi przegrywali potentaci, z Vardarem Skopje i Rhein-Neckar Loewen na czele. Wikingowie prawdziwe oblicze mieli pokazać we FLENS-Arenie, "Piekle Północy", gdzie wygrywają nieliczni. Z dużej chmury mały deszcz. Gospodarze byli o krok od katastrofy.
Gracze Mieszkowa nie wyszli na parkiet we Flensburgu z miękkimi nogami. Po minimalnej domowej porażce liczyło na nich niewielu, tymczasem białoruski zespół udowodnił, że losy rywalizacji nie były rozstrzygnięte. Można mieć zastrzeżenia do skuteczności Imana Jamaliego i Dainisa Kristopansa, ale rozgrywający znakomicie współpracowali z kołem. Nie do wiary, jak wyniki Mieszkowa zależą od Rastko Stojkovicia. Były obrotowy Vive Kielce nic nie robił sobie z obecności w środku defensywy Tobiasa Karlssona i nie dawał szans przeciętnie spisującemu się Mattiasowi Anderssonowi.
Bramkarz Wikingów obudził się wtedy, gdy jego koledzy najbardziej go potrzebowali. Przybysze ze wschodu prowadzili 7:5 i we Flens-Arenie rozszedł się pomruk niezadowolenia. Szwedzki weteran w ostatnich minutach połowy odbijał rzuty rywali z idealnych pozycji i dał sygnał do odrabiania strat.
Vis a vis Anderssona, Rade Mijatović, nie zamierzał być gorszy. Sposób na Czarnogóra regularnie znajdowali tylko Thomas Mogensen i Rasmus Lauge Schmidt, najlepszy z Wikingów w pierwszej połowie. Duńczyk rozgrywał najlepsze zawody, odkąd wrócił do gry po kontuzji kolana i przypomniał, czemu rok temu zachwycała się nim cała Europa. Jego wejścia na szósty metr kończyły się bramką lub co najmniej rzutem karnym. A gdzie pochwały dla zwykle niezawodnego Glandorfa?
ZOBACZ WIDEO Tego nie uczą na kursach prawa jazdy. Zobacz, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach na drodze
Niemiec przyprawiał trenera Vranjesa o ból głowy. Do 38 minuty irytował niedokładnościami i nabijał statystyki Mijatoviciowi. Dopiero w szóstym rzucie piłka znalazła drogę do siatki. Zmienił go Johan Jakobsson i także spisał się poniżej oczekiwań.
Minuty mijały, a Flensburg nie potwierdzał swojej dominacji. Szczypiorniści z Brześcia poczuli, że to może być niepowtarzalna szansa na ćwierćfinał rozgrywek.
Liderzy siedzieli na ławce, a wszystko zaczęło wychodzić zawodnikom z dalszego szeregu. Władisław Ostrouszko i Rajko Prodanović mocno postraszyli Flensburg - drugi z nich w 53 minucie wyprowadził Mieszkow na prowadzenie 24:23. Gospodarzom grunt palił się pod nogami, zwłaszcza gdy chwilę później Stojković wykorzystał rzut karny. Doświadczenie Wikingów wzięło jednak górę. Na dwie minuty przed końcem dogranie Kristopansa nie doszło do Stojkovicia, z kontrą wyszedł Hampus Wanne i wprowadził kibiców w ekstazę (27:26). Formalności dopełnił Anders Eggert z rzutu karnego.
Liga Mistrzów, TOP 16 (II mecz):
SG Flensburg-Handewitt - Mieszkow Brześć 28:26 (13:13)
Najwięcej bramek: dla Flensburga - Rasmus Lauge Schmidt 7, Hampus Wanne, Anders Eggert - po 5; dla Mieszkowa - Rastko Stojković 8, Dainis Kristopans 3
Pierwszy mecz: 26:25 dla Flensburga
W dwumeczu: 54:51 dla Flensburga