Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Czy po przerwie spowodowanej urlopem macierzyńskim poznaje już pani siebie na boisku, czy dużo do tego brakuje?
Patrycja Kulwińska: Po tak długiej przerwie potrzeba dużo czasu, by wrócić do pełnej dyspozycji. Ja mam świadomość tego, że jeszcze troszkę mi brakuje i będzie trzeba przepracować. Wakacje nie będą dla mnie tak naprawdę przerwą, tylko szansą na powrót do dyspozycji. Liczę na to, że wykorzystam ten czas i kibice będą mieli ze mnie pociechę.
Czy ze względu na szybki powrót po urodzeniu dziecka, kwietniowe gry można potraktować jak bonus?
W zeszłym roku nie udało mi się dograć ligi do końca, ale wówczas żartowałam z prezesem, że co się odwlecze, to nie uciecze. Jak bym dograła ligę do końca, to teraz nie zdążyłabym wrócić na koniec ligi. Liczę na to, że pomogę drużynie i wniosę swoją cegiełkę do tego, by w Gdyni pojawiło się mistrzostwo.
ZOBACZ WIDEO Stracona szansa i sensacyjna porażka Barcelony - zobacz skrót meczu z Malagą [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Z tego względu na pewno fajnie wrócić do zespołu, który plasuje się na pozycji lidera?
Dziewczyny zrobiły wszystko, żebym mogła się tu świetnie bawić na boisku i mogła spróbować wrócić do pełni dyspozycji bez wielkiej presji.
Czy ambicje Patrycji Kulwińskiej pozwalają akceptować rolę tej drugiej w Vistalu, gdy Joanna Szarawaga jest w wysokiej formie?
Daję sobie czas do września, by wrócić do dyspozycji. Jak obie będziemy w pełni sił, to trener zadecyduje o tym kto będzie grał, a kto siedział. Podejrzewam, że nie będzie takiej sytuacji jak wcześniej, gdy przez 60 minut gra jedna zawodniczka. To i nie jest zdrowe dla tej co przebywa na boisku i nie jest efektywne dla zespołu. Jak uda nam się dojść do porozumienia, to będzie tylko z pożytkiem dla całej drużyny.
Ten wrzesień to już czas na powrót do reprezentacji, czy do optymalnej formy klubowej?
Do września będę się nad tym wszystkim mocno zastanawiać. Nie czuję się na siłach, by pomóc już teraz drużynie narodowej, a także by zostawiać w domu tak małe dziecko. Wyjazdy kadrowe są 3-4-tygodniowe i jest bardzo duże obciążenie fizyczne i psychiczne. Z tyłu głowy nie da się wyrzucić świadomości, że w domu ktoś na mnie czeka. Jest szansa, że we wrześniu będę mogła to pogodzić i gdy znajdzie się dla mnie miejsce, może wrócę do kadry. Wiem jednak, że konkurencja jest duża. Młode zawodniczki świetnie sobie radzą. Ja nie jestem pewna tego, czy to się już nie wypaliło. Daję sobie chwilę na to, by i spróbować do tego wrócić i nabrać odpowiedniego dystansu. Do tej pory kadra była oczkiem w głowie, ale zmiany są potrzebne. Kto wie jak to będzie wyglądało.
Do samej gry w piłkę ręczna motywacja jednak pozostała i w tej kwestii nic się nie wypaliło?
Zdecydowanie tak. Ja nigdy w życiu nie miałam dłuższej kontuzji niż 2-3 tygodnie. Od 17 lat tyrałam tydzień w tydzień jak wół. W zeszłym roku można było gołym okiem zobaczyć z trybun, że miałam tego przesyt i rozgardiasz w głowie. Nic się nie kleiło i pierwsza tak długa przerwa pozwoliła wrócić mi do tego wszystkiego i grać tak, jakby to miało miejsce pierwszy raz. To jest wspaniałe, że to wszystko jeszcze się nie skończyło. Mam przed sobą jeszcze 5-6 dobrych lat. Jak z uśmiechem na twarzy przychodzi się na trening to jest zawsze inaczej, niż gdy się czuje zniechęcenie i zmęczenie.
Czyli po przemyśleniach wraca pani jako bardziej uporządkowana zawodniczka z większym dystansem i doświadczeniem?
Mam nadzieję, że kiedyś to się przełoży na wynik i będzie można to jeszcze zobaczyć. Jestem bardziej dojrzała i mam nadzieję, że kogoś jeszcze w drużynie nauczę.
Czy da się być w wysokiej formie śpiąc po kilka godzin w nocy?
Na pewno jest to cięższa sprawa, niż gdyby dało się wyspać i jeść regularnie o tej porze, o której się chce, a nie być na zawołanie ośmiokilogramowego dziecka. Da się do tego przyzwyczaić. Granica wytrzymałości człowieka jest niemożliwie daleka do przesunięcia. Ja nie podejrzewałam tego, że będę w stanie funkcjonować śpiąc cztery, czy pięć godzin na dobę. Okazuje się jednak, że da się to zrobić. Podejrzewam, że gdybym spała po trzy, to również bym sobie poradziła. Kto jak nie my, kobiety musi sobie dać radę?
Pani syn już był widziany w halach podczas meczów Vistalu Gdynia, czy Wybrzeża Gdańsk.
Szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy pierwszy raz udało mu się przyjść na mecz, ale będę go regularnie oswajać z halą. Wszystko podaję mu do lewej rączki, więc jest już to ustalone. Oby moja ambicja nie przyćmiła jego zainteresowań i aby był szczęśliwym dzieckiem, a nie dzieckiem hali.
Szykuje się więc leworęczny zawodnik?
O ile będzie współpracował, bo ma zadatki na naprawdę potężnego mężczyznę. Pracuję nad nim i wychowuję mojego malucha na niezłego zawodnika.