Patryk Rombel: Praca z Przybeckim? Kusząca wizja

WP SportoweFakty / Szymon Łabiński / Na zdjęciu: Patryk Rombel
WP SportoweFakty / Szymon Łabiński / Na zdjęciu: Patryk Rombel

Patryk Rombel to ostatnio jedno z najgorętszych nazwisk polskiej piłki ręcznej. Nowego szkoleniowca Motoru Zaporoże wymienia się jako potencjalnego selekcjonera kadry. - Każdego trenera taka wizja kusi - mówi opiekun MMTS-u Kwidzyn.

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Spędził pan w MMTS-ie wiele lat. Większość jednak w roli zawodnika. Dwa sezony na ławce trenerskiej pierwszej drużyny wystarczyły, by stał się pan lepszym szkoleniowcem niż graczem?

Patryk Rombel, trener MMTS-u Kwidzyn: To powinien ocenić ktoś z boku. Ja się nie podejmuję, nie chcę takich ocen. Nie byłem wielkim zawodnikiem, więc kto wie. Funkcja trenera to moje marzenia od najmłodszych lat, a od pewnego momentu już cel, który bardzo konsekwentnie realizowałem.

Z powodzeniem. Rozmawialiśmy rok temu, też po półfinale ligi. Wtedy to było małe zaskoczenie, dziś MMTS Patryka Rombla na takim etapie rozgrywek już chyba nikogo nie dziwi.

Zadowolony jestem przede wszystkim z progresu, jaki ten zespół zrobił przez dwa lata. Czy oczywiste, że Kwidzyn jest w czwórce? Nie do końca. Porównując nas z zeszłym rokiem kadra zespołu została, przynajmniej liczbowo, osłabiona.  Udało się jednak utrzymać jakość, a nawet ją poprawić.  

Czyli może pan odejść z MMTS-u z poczuciem dobrze wykonanej pracy?

Na pewno. Wydaje mi się, że zrobiliśmy duży postęp, włożyliśmy w to wiele wysiłku i oby ta praca była kontynuowana, a zespół dalej tak fajnie się rozwijał.

Zaowocowało sukcesem. Teraz przeniesie się pan na Ukrainę.

Zaledwie podpisanie kontraktu, trudno zatem mówić o sukcesie. Dopiero jak będę na miejscu, rozegramy trochę spotkań, coś wygramy, to będzie można stwierdzić czy odniosłem sukces czy nie. Na razie tylko połowiczny. Oczywiście, cieszę się z oferty i zainteresowania, jestem z tego dumny, ale wszystko będzie zależało od tego, jak tam wystartuję i co będzie dalej.

ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski: To był dla mnie szok. Długo nie będę mieć takiego przeżycia


Nie boi się pan trochę tego wyjazdu?

W jakim wymiarze?

Sportowo, bo to duże wyzwanie.

Bardziej patrzę na to w kategoriach zadania, które sam sobie stawiam. Na pewno jakieś obawy są, przecież pierwszy raz wyjeżdżam pracować poza Kwidzyn, do tego od razu z zespołem spoza kraju. Mam jednak jasno wyznaczone cele i będę się ich trzymał.

A geopolitycznie?

Odwiedziłem Zaporoże. Na początku różne myśli krążyły po głowie, ale będąc tam na miejscu, patrząc po ludziach, nie widziałem, żeby działo się tam coś złego czy niepokojącego. Także te złe myśli zostały trochę rozwiane.  

Choć Motor to najlepszy ukraiński zespół, gra w europejskich pucharach, to jednak liga i kraj w kwestii piłki ręcznej wciąż są o krok za Polską. Co więc pana przekonało do "transferu"?

Liga Mistrzów. To jest wielka szansa. Będziemy mierzyć się z najsilniejszymi w Europie, dzięki czemu rozwinę się jako trener. Posiadanie zespołu złożonego z samych reprezentantów to kolejny aspekt tej pracy. Myślę, że większość trenerów skusiłoby się na taką perspektywę.

To plusy. Robiąc bilans zysków i strat co było po drugiej stronie? 

MMTS. Naprawdę szkoda mi, że kończę pracę w Kwidzynie, bo udało się złożyć świetny zespół z jeszcze lepszą atmosferą, zawodnikami, z którymi znakomicie się się rozumiałem. Mogę o tym mówić tylko w samych superlatywach. To duża strata. No i oczywiście rodzinne miasto. Tu się przecież urodziłem, wychowałem, grałem i trenowałem.

To była więc trudna decyzja?

Z jednej strony owszem, z drugiej zaś strony mam tak, że jeśli napotykam jakąś przeszkodę, to staram się jednak podjąć wyzwania i ją przeskoczyć. Od samego początku wiedziałem, że jak dostanę taką szansę, to będę chciał z niej skorzystać i spróbować swoich sił.

Brał pan pod uwagę w rozważaniach swoją ewentualną kandydaturę na selekcjonera? To w ogóle pana interesuje?

Myślę, że każdego trenera taka wizja kusi. W momencie podpisywania kontraktu w Zaporożu nie było jednak takiego tematu, bo funkcję selekcjonera sprawował wciąż Tałant Dujszebajew, więc naturalnie nie brałem tego pod uwagę.

Związek wysyłał już względem pana jakieś wyraźne sygnały zainteresowania?

Jako trener kadry B były prowadzone między nami jakieś rozmowy, ale to raczej pod kątem dalszej współpracy. Odnośnie pierwszej reprezentacji nie było żadnych konkretów.

Wczoraj pojawiła się plotka, że poprowadzi pan kadrę w duecie z Piotrem Przybeckim. To prawda?

Na razie nie było takich rozmów. Natomiast taka wizja faktycznie byłaby kusząca. Głównym kandydatem do objęcia schedy po trenerze Dujszebajewie jest Piotr Przybecki, to chyba wie każdy. Taka wiadomość była zresztą podawana do prasy.

Obaj jednak pracujecie w klubach. Jako trener jest pan zdania, że nie powinno się łączyć funkcji w zespołach ligowych i reprezentacji?

Wystarczy rozejrzeć się po Europie, spojrzeć np. na trenerów Węgier. Oni łączą pracę w klubie. Zresztą weźmy inne przykłady z przeszłości. Łączenie tych dwóch funkcji udawało się już nie raz i to z niemałymi sukcesami. Mogę mówić jednak tylko jako człowiek, który nigdy nie był w takiej sytuacji.

Do tej pory pracował pan z kadrą B. Niedawno powiedział pan, że "chciałby tam zostać".

Jasne, jeśli będę mógł dalej prowadzić ten zespół. To praca, która dała mi dużo doświadczenia i pozwala mi się rozwijać. Jeżeli związek będzie mnie jednak widział w innej roli, też trzeba będzie to rozważyć.

Znając tych zawodników - w większości młodych, perspektywicznych - może pan podpisać się pod stwierdzeniem, że mamy z kogo wybierać?

Od lat mówi się o tym, że nie mamy wielu obiecujących zawodników. Szkolenie w naszym kraju nie jest tak szeroko zakrojone jak w innych krajach Europy Zachodniej. Na ostatnim zgrupowaniu czy wcześniej pod wodzą Damiana Wleklaka oraz Marcina Lijewskiego kadra B pokazała, że wyniki z rówieśnikami z innych krajów oscylują wokół remisu. Możemy szukać następców wielkich zawodników. Nasi młodzi gracze potrzebują jednak dużo grania i ciągłego rozwoju.  

Pojawiają się głosy, że po odejściu starszej generacji czeka nas średniowiecze. Przesadzone?

Patrząc na klasę i doświadczenie zawodników, którzy odchodzą, to faktycznie ma wiele, wiele do nadrobienia. Zawodnicy z kadry B muszą po prostu dalej pracować. Potencjał mają. Ciężko odmówić go takim zawodnikom jak Szymon Sićko, Ignacy Bąk czy Bartosz Kowalczyk. Oni mogą stanowić w przyszłości o sile reprezentacji.

W takim razie to czas trenerów? Takich jak pan, Robert Lis, Piotr Przybecki, Marcin Lijewski, Damian Wleklak etc. Czujecie się "nową falą", która może zmienić polską piłkę ręczną?

Nigdy w ten sposób nie myślałem. Odkąd pamiętam, jako trener w grupach dziecięcych, młodzieżowych czy juniorskich, po prostu chciałem jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Tak samo było w seniorach w Kwidzynie i w kadrze B, tak będzie w Zaporożu. U mnie się nic nie zmieniło.

Chodzi mi bardziej o nową myśl szkoleniową, większość z was to przecież byłe "Orły Wenty".

Ja nigdy nie byłem "Orłem Wenty", czego bardzo żałuję. Ale to prawda. Myślę, że młodzi trenerzy, byli reprezentanci, zawsze wnoszą coś nowego. Tak jest w każdym sporcie, to naturalna kolej rzeczy i nie inaczej będzie tutaj.

Źródło artykułu: