W pierwszym starciu kielczanie wygrali 24:19, w drugim - 31:26. Zwycięstwa znaczące, ale żadne z nich nie przyszło żółto-biało-niebieskim łatwo. W pojedynku w Hali Legionów przez długi czas wydawało się, że gospodarze mają wszystko pod kontrolą, ale wystarczyła chwila dekoncentracji z ich strony, by kwidzynianie doprowadzili do remisu, a kilkanaście sekund później wyszli na prowadzenie.
- Nie wydaje mi się, że był jakiś moment, w którym byliśmy zagrożeni. Przeciwnicy wyszli na jednobramkowe prowadzenie, ale do awansu tych trafień im jeszcze trochę brakowało, więc nie możemy mówić, że coś było pod dyktando naszych rywali. Od pierwszej minuty graliśmy bardzo dobrze. Była koncentracja, pewność siebie, luz w grze. Pierwsze trzydzieści minut na pewno mogło się podobać. Natomiast wydaje mi się, że wydawało nam się, że mecz się już sam dogra, a przeciwnicy myśleli zupełnie inaczej. Wykorzystywali każdy nasz błąd techniczny, kontrowali i objęli w końcu prowadzenie. Na szczęście w porę opanowaliśmy sytuację i odwróciliśmy wynik spotkania - analizował starcie rozgrywający kieleckiej drużyny, Krzysztof Lijewski.
W drugiej połowie na parkiecie zrobiło się gorąco, ale Mateusz Jachlewski zapewnił, że nie taki był zamiar jego zespołu. - Na pewno nie chcieliśmy dać kibicom dodatkowej dawki emocji. W drugiej połowie mecz nie ułożył się tak, jak sobie to założyliśmy. Popełniliśmy zbyt dużo błędów w ataku, trochę dekoncentracji wkradło się w naszą obronę i zespół z Kwidzyna wyszedł na prowadzenie jedną bramką. Na szczęście w ostatnich siedmiu minutach wypracowaliśmy kolejną przewagę, wygraliśmy to spotkanie i przede wszystkim awansowaliśmy do finału - powiedział skrzydłowy.
Zadowolony z postawy swojej drużyny był także Tałant Dujszebajew. - W pierwszej połowie bardzo dobrze powalczyliśmy, wynik był korzystny dla nas, w drugiej części meczu mieliśmy już w głowach, że w niedzielę będziemy grali w finale Pucharu Polski. To jest normalne, że gdy masz pięć bramek przewagi i wiesz, że za cztery dni czeka cię ważne starcie. Nie uważam, że to było oszczędzanie się, ale każdy z nas jest człowiekiem i takie rzeczy się zdarzają - wytłumaczył trener i dodał: - Ważne dla mnie jest to, że w pierwszej odsłonie zagraliśmy tak, jak chciałem. Oczywiście może być jeszcze lepiej, przede wszystkim ze skutecznością, ale do niedzieli mamy jeszcze czas, żeby potrenować różne możliwości.
ZOBACZ WIDEO: Gol z karnego dał im awans do finału. Zobacz skrót meczu Reading FC - Fulham [ZDJĘCIA ELEVEN]
Przed kielczanami teraz bardzo intensywny okres - w ciągu tygodnia, co trzy dni zagrają mecze, które zdecydują o trofeach - obronie tytułu mistrza kraju i Pucharu Polski. Wszyscy spodziewają się, że zawodnicy Vive zmierzą się w nich z Orlen Wisłą Płock, ale na placu boju wciąż są szczypiorniści Azotów Puławy.
- Nie wiemy czy aż trzy razy spotkamy się z Wisłą. W niedzielę na pewno, ale czy w środę, to się dopiero okaże. Nie możemy odbierać szans Azotom, bo to bardzo dobra drużyna i z pewnością stać ich na sprawienie niespodzianki. Zostało nam jedenaście dni żeby skończyć ten sezon tak, jak, nie licząc Ligi Mistrzów, sobie tego życzyliśmy i zachować podwójną koronę. Wiadomo, że lekko nie będzie, bo Wisła ma podobne plany i marzenia, dlatego jeśli płocczanie awansują, to na pewno te trzy mecze będą bardzo zacięte - powiedział Lijewski.