- Na ten mecz nie trzeba było nikogo mobilizować. Nie mogliśmy dać plamy na koniec - mówił szczęśliwy Bartłomiej Jaszka. Kaliszanie w sobotę zebrali owoce ciężkiej pracy przez cały sezon. W kaliskiej Arenie padł frekwencyjny rekord, kibice długo świętowali mistrzostwo I ligi, a gratulacjom i podziękowaniom nie było końca.
Okolicznościowe koszulki graczy informowały o "awansie do Superligi", ale pewności występów w najwyższej klasie rozgrywkowej jeszcze nie ma. Póki co kaliszanie spełnili kryterium sportowe, pozostały kwestie organizacyjne. Działacze zapewniają, że już od dwóch miesięcy pracują nad spełnieniem wszystkich wymogów.
Sam mecz był tylko dodatkiem. MKS zapewnił sobie zwycięstwo w rozgrywkach tydzień wcześniej w Kielcach. Na zakończenie sezonu mistrzowi nie wypadało przegrać, tym bardziej przy takim wsparciu.
Zwycięstwo gospodarzy nie było zagrożone nawet przez chwilę. Już po kwadransie gry kaliszanie prowadzili 12:4. Goście przyjechali na ostatni mecz w okrojonym składzie. Rozpędzeni Wielkopolanie wykorzystali to bezlitośnie.
ASPR mógł przegrać zdecydowanie wyżej, ale w bramce wspaniale spisywał się Sławomir Donosewicz. Doświadczony golkiper kręcił głową na niektóre zagrania swoich kolegów, ale do samego końca "trzymał" wynik.
Najskuteczniejszym graczem gospodarzy był Artur Bożek, który pokonywał bramkarzy rywali 8 razy.
MKS Kalisz - ASPR Zawadzkie 37:18 (19:10)
ZOBACZ WIDEO: Mariusz Pudzianowski: Nie wstydzę się walki z Popkiem i niczego mu nie ujmuję